Agnieszka Kościańska, Zobaczyć łosia. Historia polskiej edukacji seksualnej od pierwszej lekcji do internetu, Czarne, 2017.
Łoś
Jak wygląda polska edukacja seksualna? Czego i skąd dowiaduje się młodzież o najbardziej palącej w wieku dojrzewania potrzebie? – to pytania, jakie zadała sobie Agnieszka Kościańska w „Zobaczyć łosia”. Temat gruby więc i sama książka mocarna, nawet jeśli edukacja seksualna w naszym kraju funkcjonuje umownie, tak jakby, po macoszemu, jak chłopiec do bicia. Przedstawienie miarodajnego stanu rzeczy jest więc niełatwe, a autorka tropi tytułowego łosia, zapuszczając się głęboko w las polskiego piekiełka. Będą więc czaty, podchody, polowanie na dreptaka i inne wyspecjalizowane sposoby. Poza samym łosiem, pojawią się i inne zwierzęta – jak określam je metaforycznie – lew, ryś, koń i byk.
Autorka w pierwszej kolejności sięga do poradników dla młodzieży i podręczników przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie (sama nazwa przedmiotu mówi już, że z edukacją seksualnego wiele wspólnego nie ma). Drugim źródłem są listy młodzieży wysyłane do specjalnych rubryk w czasopismach i odpowiedzi ekspertów. Trzecim – podręczniki kierowane do dorosłych, jednak powszechnie dostępne – jak „Sztuka kochania” Michaliny Wisłockiej. Kolejnym będą decyzje polityczne władz (jak depenalizacja homoseksualizmu czy aborcji), debaty społeczne (o dopuszczeniu małżeńskiego seksu dla przyjemności w etyce katolickiej), publikacje specjalnie powołanych ośrodków, jak np. Towarzystwo Świadomego Macierzyństwa, oficjalne statystyki. Kościańska tropi łosia nawet w przyśpiewkach ludowych, dokumentujących świadomość mieszkańców wsi czy encyklikach papieskich, ukierunkowujących nastawienie Kościoła. Starannie dobiera wszystkich aktorów życia społecznego, mających wpływ na to, co 12-letni Adaś i 13-letnia Ewa o seksie wiedzieli w XX wieku i wiedzą obecnie. I co odkrywa?
Lew
Krajowy Konsultant ds. Seksuologii, specjalista psychiatra, seksuolog, psychoterapeuta, prof. dr hab. med. Zbigniew Lew-Starowicz – to jedna z najczęściej pojawiających się postaci tej książki i twarz polskiej seksuologii. Nic dziwnego. Od lat 70-tych regularnie zabiera głos na temat seksualności w prasie młodzieżowej („Itd.”, „Na przełaj”), telewizji i radiu, prywatnej praktyce, działalności wykładowej, we własnych publikacjach (bibliografia Biblioteki Narodowej liczy prawie 250 pozycji tego autora) i podczas konferencji. Odnieść można wrażenie, że Starowicz nigdy nie odmawia zabrania głosu. Dlatego jego osoba jest w pewnym sensie symptomatyczna dla całej polskiej seksuologii, oddaje jej sukcesy i porażki, a także ewolucję, która zaszła w jej szeregach.
Kościańska pokazuje na przykładzie wybranych odpowiedzi, jakich seksuolog udzielał młodzieży na przestrzeni dziesięcioleci, że polska nauka nie zawsze była (i jest) wolna od ideologii. Sam Starowicz zaczynał w latach 70-tych jako młody konserwatysta, który próbował pożenić dość progresywną naukę z teologią katolicką, a w rezultacie bardzo krytycznie pisał o różnych formach antykoncepcji, zalecając jak najdłuższe zachowanie wstrzemięźliwości i powiązanie współżycia z rodzicielstwem. Dziś – jako bardziej liberalny światopoglądowo profesor – krytycznie odnosi się do tamtych wypowiedzi.
W innym miejscu Starowicz informował o współwinie ofiar gwałtu, które niewłaściwym strojem czy zachowaniem mogą prowokować mężczyznę. Obecnie nie do pomyślenia, w latach 70-tych była to opinia wielu seksuologów, w tym Michaliny Wisłockiej, czczonej dziś niemal bezkrytycznie jako autorki pierwszego polskiego poradnika seksualnego. Co to mówi o edukacji seksualnej? Że również sama siebie musiała wyedukować. Że stan wiedzy o ludzkiej seksualności w wieku XX uległ generalnej przemianie i wciąż wiele czasu potrzeba na przekłucie zdobyczy wiedzy na praktykę i konkretne poradnictwo. Np. kwestia przemocy seksualnej – jak w „Historii gwałtu” ukazał Vigarello – jest nie tylko pewnym realnym doświadczeniem ofiar, ale też prawnym konstruktem, który przez kilka stuleci podlegał radykalnym zmianom i pomimo wypracowania pewnych norm podatny jest na negocjację granic.
Warto również dodać, że przy obecnej władzy, umiejętności dyplomatyczne Lew-Starowicza jako Krajowego Konsultanta ds. Seksuologii, jego umiejętność dialogu z różnymi środowiskami, pomagają powściągnąć pokusy konserwatystów, którzy z dużym prawdopodobieństwem zamknęliby wszelkie placówki odpowiedzialne za seksuologię w kraju.
Ryś
Współautorka (wraz z Teresą Król) obowiązującego podręcznika szkolnego „Wędrując ku dorosłości”, Kierownik Katedry Psychologii Rodziny w Instytucie Psychologii UKSW, dr hab. profesor UKSW, Maria Ryś. W postaci prof. Ryś jak w soczewce skupiają się cechy konserwatywnych środowisk katolickich, które edukację seksualną wiążą z zagrożeniem, cywilizacji miłości przeciwstawiają ideologię gender, homoseksualizm (po wykreśleniu go z listy chorób przez WHO w 1973 roku) wciąż uważają za odstępstwo od normy seksualnej i dalej chcą z niego leczyć, a promocję homoseksualizmu – za czyn niezgodny z polskim prawem. I tu Kościańska w przepiękny sposób mówi „sprawdzam” i faktycznie sprawdza, na jakie artykuły kodeksu karnego powołują się autorki dopuszczonego w szkołach podręcznika. „Artykuły 168 i 170 dotyczą … piractwa.
Przytoczmy artykuł 170, żeby nie było wątpliwości, o jaki typ zniekształconego popędu chodzi: „Kto uzbraja lub przysposabia statek morski przeznaczony do dokonania na morzu rabunku lub na takim statku przyjmuje służbę, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”. Co nam to mówi? Ano chyba to, co wszyscy wiemy, że oficjalna szkolna edukacja seksualna podporządkowana jest normie katolickiej, co więcej, że również znaczna część środowisk naukowych za pan brat z władzą i kościołem – wbrew uznawanej powszechnie Deklaracji Praw Seksualnych a także wbrew normom medycznym – manipuluje prawdą.
Koń
Koń, jaki jest, każdy widzi. Dlatego Benedykt Chmielowski nie czuł potrzeby, by swoim czytelnikom tłumaczyć, czym jest najczęściej używany przez nich środek lokomocji. Czy seks nie jest równie oczywistą rzeczą? Otóż jest to temat niezwykle podatny na wszelkiego rodzaju manipulacje, którego definicja w Polsce jest wciąż negocjowana w wielkich bólach w walce środowisk konserwatywnych z progresywnymi i przyjmowana zwykle na bardzo krótki okres. Koń może być i lwem i rysiem i – chciałoby się rzecz – bóg wie, czym jeszcze.
Dlatego bardzo sumienna praca Agnieszki Kościańskiej pokazuje, że większość pojęć, którymi dziś operujemy w edukacji seksualnej nie jest neutralna i przez ponad wiek czasu obrosła grubą warstwą nauki, ideologii i moralności. Taka np. aborcja aż do początku lat 90-tych była przy milczącym poparciu władzy jedną z popularniejszych metod antykoncepcji (od spędzania płodu przez zioła stosowane przez wiejskie akuszerki po współczesne łykane w nadmiarze polopiryny), a motyw traumy poaborcyjnej jest stosunkowo nowym zjawiskiem w dyskursie, który w latach 50- czy 60-tych prawie nie istniał.
Wbrew oświeceniowym wielkim narracjom, historia edukacji wcale nie prowadziła nas od mroków do światłości. Jeden z najbardziej progresywnych podręczników w historii polskiej edukacji seksualnej został wydany w … 1987 roku! Jednak wielki sprzeciw środowisk katolickich, które otwarte mówienie o seksualności określiły mianem „Podręcznika masturbacji i defloracji”, doprowadził do zniszczenia książki w 3 miesiące po jej wydaniu. Dziś w szkołach i na ambonach rządzi ryś, w prywatnej telewizji króluje lew, w niezależnych organizacjach pozarządowych i na niektórych uczelniach szuka się łosia, a tymczasem sprawa powinna być napisana prosto jak byk.
Byk
Moja jedyna uwaga do książki Agnieszki Kościańskiej jest więc potrzebą nie konia, ale byka. Nie budzi jakichkolwiek wątpliwości kompetencja autorki, ale wzmocnieniu mogłaby ulec wymowa całości. Skoro omawiana materia okazała się tak szalenie zmienna i podatna na manipulacje, a każde nawet sformułowane przez seksuologów zdanie podlegało ewolucji, naprawdę nie zaszkodziłoby, aby każdy z omawianych rozdziałów miał wyłożone na stół jak przysłowiowy „był” stan rzeczy – małą ramkę mówiącą jak jest, czyli opis współcześnie uznawanej przez naukę normy medycznej. By czarno na białym było napisane, że masturbacja nie jest zła, jakie są wyznaczniki normy partnerskiej, co to jest gwałt?
Takie uwagi zdarzają się w tekście (jak informacja o wykreśleniu homoseksualizmu z listy WHO czy zalecenia co do etyki seksualnej), niemniej moim zdaniem giną w nadmiarze materiału, i osoba niezorientowana w temacie, nie będzie miała pewności, jak jest naprawdę. Piętnastolatek, który nie wie, czy prezerwatywa jest bezpieczną formą antykoncepcji, nie dowie się tutaj.
Rozumiem specyfikę podejścia antropologicznego – autorka szuka łosia niczym Bronisław Malinowski na wyspach Trobrianda – niemniej kwestia seksualności nie jest wyłącznie kategorią kulturową, która zmienia się w zależności od uwarunkowań społecznych, i która nie ma odniesienia do żadnych obowiązujących uniwersalnie norm. Edukacja seksualna bazuje na seksuologii, a Polskie Towarzystwo Seksuologiczne PTS czy inne międzynarodowe organizacje przyjmują pewien porządek normatywny i mówią jasno „tak” – „nie”. Dzięki czemu możliwa jest jasna ocena treści podręczników wychowania do życia w rodzinie, jak zrobiła to m.in. Fundacja Batorego w publikacji „Szkoła milczenia”. Dzięki czemu, nie trzeba kluczyć w odpowiedziach na najbardziej palące pytania nastolatków, jak to miało i ma w zwyczaju polskie poradnictwo.
Nie neguję bardzo humanistycznego przesłania książki, która namawia do dialogu, licząc, że tylko w ten sposób – poprzez zaangażowanie wszystkich stron – uda nam się wypracować kompromis. I rozumiem, przeglądowy charakter tej pozycji. Tylko sama tracę cierpliwość, gdy w XXI wieku w ramach zachęty „warto rozmawiać” słyszę kolejny raz ze strony konserwatywnej poglądy tak wstecznickie, że szkoda gadać.
Ocena: 8/10