Testoćpun. Seks, narkotyki i biopolityka w dobie farmakopornografii

 

B. Preciado, Testoćpun. Seks, narkotyki i biopolityka w dobie farmakopornografii, przeł. Sławomir Królak, Warszawa 2021.

Żyjemy w okresie największej osobistej wolności i dobrobytu w historii dziejów. Dzięki globalnej gospodarce wolnorynkowej mamy nieskończone możliwości wyboru spośród tysięcy odmian i rodzajów jakiegokolwiek produktu, który przyjdzie nam do głowy – od białego T-shirta przez płatki śniadaniowe po felgi. Robicie remont i szukacie listew przypodłogowych? Wejdźcie do pierwszego sklepu budowalnego, a przekonacie się, że istnieją rzeczy, o których nie śniło się waszym filozofom – tysiące rodzajów listew w każdym możliwym kolorze, materiale, wykończeniu. Szukacie sukienki wieczorowej? Google w sekundę wypluje 1,5 miliona wyników. Zostaliście na weekend słomianym wdowcem? Sam pornhub (nawet po wielkim czyszczeniu swojej bazy) ma Ci do zaoferowania blisko 4 miliony filmów.

A jednak paradoksalnie ta klęska urodzaju nie prowadzi do większej różnorodności. Wyglądamy podobnie, mieszkamy podobnie, jemy podobnie; oglądamy te same seriale na netflixie, te same teledyski na YouTube i to samo porno. Prawdopodobnie nasz seks – związane z nim fantazje erotyczne, atrybuty czy scenariusze gry – jest również podobny. A wydawało się nam, że to przestrzeń wolności, skrywanych głęboko i jakże indywidualnych gustów… Że niezależnie od wędrujących obrazów nasza seksualność jest jak ten „szlachetny dzikus” – istota nieskażona cywilizacją, naturalna, pierwotna. „Powiedz mi, jaka jest Twoja największa fantazja” – kusi facet nowopoznaną partnerkę lub partnera, tyle że w odpowiedzi usłyszy coś, co słyszał lub widział dziesiątki razy. „Zwiąż mnie”, „Daj mi klapsa”, „Zaskocz mnie, tak bym nie wiedziała, że to Ty”, ewentualnie „Zaprośmy jeszcze jedną osobę” – dla większości z nas cały repertuar fantazji można sprowadzić do kilkunastu, no może kilkudziesięciu kategorii. Repertuar fantazji prawie całego zachodniego społeczeństwa. Jak to się stało? Choć twierdzimy, że sami dokonaliśmy wyboru, że właśnie ta sukienka z 1,5 miliona propozycji najlepiej przemawia do naszego indywidualnego gustu – to, dlaczego na jednej imprezie spotykasz kilka lasek w tej samej kreacji?

Witajcie w matriksie!

Wolny wybór jest tylko pozorem. Jest protezą wolności, jaką daje nam współczesny kapitalizm, złudzeniem byśmy mogli spokojnie żyć w matriksie. Pamiętacie, jak w filmie sióstr Wachowskich ciała ludzkie podłączone były do maszyn w celu wytwarzania energii? Paul Preciado w swoim brawurowym eseju „Testoćpun” twierdzi, że te maszyny nie są nawet potrzebne, bo nasze ciała od dawna oplata niewidoczna sieć kodująca nasz gust i nasze zachowanie, naszą płeć i seksualność, manifestowany styl i głęboko skrywane pragnienia.  Jesteśmy modyfikowani przez „miękkie, lekkie niczym piórko, lepkie, galaretowate technologie, które można wcielać”. Takimi technologiami są: pigułka antykoncepcyjna, Viagra, syntetyczne hormony, narkotyki, leki, ale też pornografia – neutralne wydawałoby się atrybuty nowoczesności. Jeśli uzmysłowimy sobie jednak, jak wielkim biznesem jest rynek pornograficzny i przemysł farmaceutyczny, być może łatwiej będzie nam zrozumieć, że to nie my potrzebujemy tych produktów (a przynajmniej nie tyle, ile ich faktycznie używamy), ale one potrzebują nas, by nieustannie pomnażać kapitał. Brzmi dziwnie? Początkowo tak, ale gdy zdamy sobie sprawę z tego, że np. tabletka antykoncepcyjna jest najlepiej sprzedawanym produktem farmaceutycznym w historii (nie tylko w celu zabezpieczenia przed niechcianą ciążą, ale też jako regulacja cyklu, lek na poprawienie cery itp.), to być może dopuścimy taką myśl, że jej powszechność i neutralność nie wynikają z doskonałości (osłabienie libido, rakotwórczość), ale raczej społeczno-kulturowych mechanizmów, które za tą popularnością stoją? Które wmówiły nam, że nowoczesna kobieta powinna się zabezpieczać, najlepiej korzystając z pigułki. A idąc dalej, które wmówiły nam, jaka jest nowoczesna kobieta, kobieta w ogóle! Preciado pokazuje jak produkcja pigułki została sprzęgnięta z kulturowym wytwarzaniem płci, jak w jednym koktajlu wymieszała się wiedza naukowa, badania medyczne, teoria seksualności, techniki sprzedaży, ba! nawet projektowanie opakowań – wszystko to, by sprzedać produkt na jeszcze większą skalę, a przy okazji skutecznie omotać ciało niewidzialnymi nitkami wiedzy-władzy. By sprzedawać więcej.

Kiedyś ksiądz na ambonie mógł władczo perorować, jaka powinna być niewiasta. Dziś nikt nie musi używać takich topornych i wulgarnych metod, bo władza kontrolująca nasze ciała działa znacznie subtelniej. Jest niewidoczna jak sztuczne hormony, które krążą po naszym ciele, jak obrazy, które krążą po naszej głowie w efekcie karmienia się pornhubową papką, jak wyobrażenia, które podzielamy, jaki w łóżku powinien być mężczyzna. Skąd się tam wzięły? „Biowładza nie przenika od zewnątrz. Ona tkwi w samym środku”. Seks, jego prawda, widzialność i jego formy uzewnętrzniania są polem władzy i pomnażania kapitału od naszego poczęcia. Zanim nawet przyszliśmy na świat i wydaliśmy z siebie jakikolwiek dźwięk, większość kart została już rozdana – możliwość zostania chłopcem czy dziewczynką (przymus binarności), zestaw atrybutów płciowych (różowe versus niebieskie ubranka dla niemowlęcia, maszynki do golenia dla dorosłych), semiotycznych kodów („Małe kobietki” versus „Pluton”, wstyd przed rozdziewiczeniem versus seks bez zobowiązań, tabletka antykoncepcyjna versus Viagra, naturalna więź z dzieckiem versus brak zainteresowania dziećmi po rozwodzie). Niewielkie jest nasze faktyczne pole manewru. Znikoma naturalność.

Zapomnijmy więc o archaicznej koncepcji władzy jako tej, która nadzoruje i karze – pisze Foucault. A Preciado uzupełnia – zapomnijmy też o koncepcji kapitalizmu, który eksploatuje jedynie nasze intelektualne i fizyczne siły. Dziś najwięcej zarabia się na produkcji i sprzedaży nie towarów (model fordowski), nie informacji (social media), ale pragnień. Mniej więcej od połowy XX wieku kapitał zbija się na innym rodzaju pracy – pracy biopolitycznej. „Władza prześlizguje się stopniowo: w ciągu ostatniego wieku z ziemi przeszła do produkcji przemysłowej, a następnie ku informacji, by wreszcie objąć w posiadanie życie jako takie (…) Twoja płeć, twoje pożądanie, i twój rodzaj to nowa transgeniczna kukurydza wytwarzana przez przemysł farmakopornograficzny. Jeśli marzysz o tym, żeby ci stanął, weź Viagrę; jeśli chcesz uniknąć zapłodnienia, weź pigułkę; jeśli chcesz zajść w ciążę, masz do dyspozycji klomifen i ludzką gonadotropinę kosmówkową; jeśli chcesz zmienić barwę głosu albo zbudować sobie masę mięśniową, masz do dyspozycji androgeny; jeśli brakuje ci seksualnych fantazji, czekają na ciebie Dorcel, Hotvideo, „Playboy” itp.”.

W skrócie, nowa forma władzy i nowa forma pracy polegają na „obciąganiu globalnego chuja”.

Testosteron

Zanim Paul Preciado przewietrzył teorie Foucault, ruszył na wojnę z farmakopornografią, zhakował płeć i został piratem na oceanie współczesnej seksualności… postanowił zmienić płeć. Jako „naturalna” kobieta, feministka, akademiczka i drag king, poddał swoje ciało działaniu syntetycznego testosteronu, który zdecydował się przyjmować nielegalnie, poza obowiązującymi procedurami przeznaczonymi dla zmiany płci. W miarę przyjmowania hormonu, obserwacji nieodwracalnych zmian, jakie wywołuje, a także pod wpływem znaczących związków w które był zaangażowany (m.in. z Virginie Despantes), stworzył dziennik-manifest-esej-rozprawę dotyczącą historii technologii związanych z ludzką seksualnością. W miejsce klasycznego, chłodnego, zdystansowanego wywodu, wciąga nas w jakiś prywatny barłóg, łożysko idei, gdzie w obscenicznej bliskości i cieple ciała formułuje się nowa krytyczna teoria oporu.

Trudno opisać tę metodę – długie akapity analityczne przerywają wulgarne migawki z życia, gdzie nauka kłania się polityce, pornografia staje się kluczowym modelem dla ekonomii, a teorie rżną się ze sztuką, aż miło. Jeszcze trudniej poddać tę teorię weryfikacji, dowieść, że za działaniami producentów pornografii czy farmakologii stoi jakaś ukryta myśl, intencja czy pozaosobowy mechanizm, bo chyba o to bardziej idzie. Niemniej choć Preciado zaprzęga w swoim wywodzie szereg dowodów, argumentów, ciekawostek i naukowych faktów, to wciąż formułuje jedynie teorię – pewien ekonomiczno-polityczny model, który umożliwia dostrzeżenie współczesnej seksualności w szerszej ramie. W praktyce szalenie trudno jest wyobrazić sobie jak farmakopornograficzna wiedza-władza jest wytwarzana, a tym bardziej przyszpilić ją, przyłapać na gorącym uczynku. Nie wiemy też, jak na poziomie systemowym powinna zostać poddana kontroli czy zmianie.

Znacznie lepiej wypada część dotycząca indywidualnego doświadczania i hakowania płci, ciała i seksualności, rozpisanych na kolejne akty dramatu strategii oporu. Preciado – promiskuityczny testoćpun – próbuje wszystkiego, tylko bardziej. Dzięki czemu zyskujemy niezwykle mocne i autentyczne świadectwo, przy którym to, co myśleliśmy do tej pory o naszym własnym seksie brzmi teraz jak gimnazjalny dzienniczek.

Przyszłość?

Nie łudźmy się, nie mamy wiedzy ani narzędzi, by sprzeciwić się współczesnej biowładzy. Pozostają indywidualne strategie oporu, małe społeczności, sieci… albo normalność – może dziś jeszcze niewystarczająco opresyjna, ale popatrzcie, kim będziemy w przyszłości:

„techno-Barbie, skrajnie zseksualizowana i zachowująca wieczną młodość, niemal całkowicie bezpłodna i niemiesiączkująca, zawsze jednak gotowa na sztuczne zapłodnienie. Nieustannie towarzyszy jej bezpłodny supermaczo, u którego wzwód wywoływany jest metodami technicznymi, za pomocą Viagry w połączeniu z audiowizualnymi kodami pornograficznymi wysyłanymi przez komputerowe kanały cyfrowe. A farmakopornograficzne heteroseksualne zapłodnienie dokonuje się ostatecznie in vitro”.

Dodaj komentarz

*

Za dużo tekstu?Więcej obrazków znajdziesz na Facebooku