Anna Rice, Przebudzenie Śpiącej Królewny, Wydawnictwo Mistery, Kraków 2010.
Na fali sukcesu „50 twarzy Greya” i odkrycia „BDSM” dla milionów czytelników na świecie, do księgarń ponownie trafił po blisko 25 latach cykl Anne Rice o Śpiącej Królewnie. Na amerykańskich okładkach można było przeczytać „Jeśli podobało Ci się 50 twarzy Greya, pokochasz trylogię o Śpiącej Królewnie”. I chyba nie można było popełnić większego błędu marketingowego.
Cykl E.L. James był fantazją na temat BDSM, która w swojej wydelikatnionej wersji mogła zafascynować wielu waniliowych kochanków. Niemniej – jak śpiewały Fasolki – fantazja jest od tego, aby bawić się na całego. A na całego zabawiła się dopiero Anne Rice, na co większość czytelników James nigdy nie będzie gotowa. Biedna Anastazja z sagi o Greyu dostała kilka klapsów i razów biczykiem i – wyraźnie zniesmaczona taką formą rozrywki – wycofała się z relacji z Christianem. Świat Różyczki – bohaterki tetralogii o Śpiącej Królewnie – to zupełnie inna bajka.
Klapsy, baty i inne formy dyscyplinowania ciała to chleb powszedni bohaterów książki. Do tego dochodzi całkowite zniewolenie, obnażenie, upokorzenie, tresura, penetracja waginalna, oralna, analna mężczyzn i kobiet, wymyślne tortury genitaliów, podwieszanie, kulki analne itd. itp. Nie wiem, czy jakikolwiek fan Anastazji, która blednie i zagryza wargę na myśl o klapsie, mógłby zostać fanem Różyczki, która dla swojego pana jest w stanie biec naga obok konia, chłostana przez jego jeźdźca, na oczach całego królewskiego dworu. Żeby nie być gołosłowną, przytaczam krótki opis jednej z zabaw, jaką urządzano sobie na dworze, na który trafiła Śpiąca Królewna. Być może sceptycy, darują sobie dalszą lekturę:
Byłem opuchnięty i zupełnie goły, rany piekły od ciągłych uderzeń, brakowało mi już tchu, bo biegałem po całej sali, nie chcąc zawieść, a kolejnych złotych kulek musiałem szukać coraz dalej. Ale doszło jeszcze nowe, osobliwe doznanie, chodzi o wypełnianie mnie, wpychanie kulek między pośladki, które musiałem zaciskać, aby mimo woli nie wypchnąć kulek z powrotem. A mój tyłek, jakby rozwarty szeroko na oścież, nadal był bezlitośnie zapełniany kulkami. (…) Królowa posłała teraz po nieduży złoty nocnik. Domyśliłem się, co mnie czeka.
Powinno być teraz jasne, dlaczego saga o Śpiącej Królewnie nie jest kontynuacją fantazji z „50 twarzy Greya”, ale zupełnie inną bajką. I dlaczego jej sprzedaż w duchu fascynacji Greyem przysporzyła autorce wiele negatywnych recenzji, sądząc choćby po polskich forach internetowych. A niesłusznie. Dlatego tych, których powyższy fragment nie zniechęcił, postaram się przekonać do autorki, którą w przeciwieństwie do James naprawdę lubię.
(Roz)budzenie Śpiącej Królewny
Choć do oryginalnej bajki Charlesa Perraulta powieść Rice nawiązuje bardzo luźno, pierwsza część tetralogii faktycznie zaczyna się od sceny przebudzenia Śpiącej Królewny. Oto w bliżej nieokreślonym miejscu i czasie znajduje się dwór, którego mieszkańcy od blisko 100 lat przebywają we śnie. Legenda głosi, że księżniczka ukuła się zaczarowanym wrzecionem i tylko pocałunek księcia może odczynić zły urok.
Podczas gdy w tradycyjnej wersji tuż po pocałunku, księżniczka przeciera zaspane oczęta, zakochuje się w księciu, a następnie wyjeżdża z nim do jego królestwa, by żyć długo i szczęśliwie, w wersji Anne Rice książę gwałci śpiącą dziewczynę, a tym samym ją rozbudza, by następnie zabrać jako swoją seksualną niewolnicę do królestwa, w którym przejdzie ona trening uległości, wśród innych oddanych do niewoli książąt i księżniczek. Zamiast romantycznego pocałunku – gwałt, zamiast małżeństwa – uwięzienie, zamiast happy endu – początek wyrafinowanego treningu uległości, a w miejsce monogamicznej wyjątkowości – dwór pełen seksualnych niewolników. Czyż ta ironiczna i prowokacyjna trawestacja popularnej bajki nie zasługuje na sympatię?
Schemat powieści bardziej przypomina zatem wcześniejszą o 30 lat „Historię O.” niż „50 twarzy Greya”. Łączy je nie tylko kobieca autorka i żeńska perspektywa, ale również schemat narracyjny, w którym główna protagonistka trafia do niewoli mężczyzny, którego musi nauczyć się zadowalać, a sam trening przebiega wedle modelu znanego ze świata sado-masochizmu. Łączy je również fakt, że obie autorki napisały swoje książki pod pseudonimami. Anne Desclos wydała swoją powieść w 1954 roku jako Pauline Réage, Anna Rice w 1983 roku skryła się jako A. N. Roquelaure (od rodzaju XVIII-wiecznego płaszcza). Podczas gdy pierwsza – tłumaczka i dziennikarka – chciała udowodnić mężczyznom, że kobieta może napisać erotyczną powieść, druga – popularna autorka „Wywiadu z wampirem” – potrzebowała anonimowości, by w pełni pozwolić sobie na fantazję literacką o świecie dominacji i uległości.
Rice chciała stworzyć literaturę, „w której nie trzeba zaznaczać dobrych momentów”, która jest tak „intensywna, że wywołuje dreszcze”. Obydwie spisały się świetnie, ale 30 lat różnicy między publikacjami miało ogromny wpływ na ideologię przedstawionych światów, co doskonale pokazuje jak zmiany obyczajowe odbijają się w materii powieści gatunkowej. Mówiąc bardziej wprost – porno zmienia się na przestrzeni czasów. Wystarczy wspomnieć, że w czasach Desclos seks oralny i masturbacja, nie mówiąc już o praktykach S/m, były uznawane za choroby psychiczne (DSM 1), zaś Rice pisze już w rzeczywistości, w której społeczność LGBT odnosi pierwsze budzące optymizm zwycięstwa na rzecz równych praw, a w 1971 r. powstaje Eulenspiegel Society, pierwsza na świecie grupa wsparcia zwolenników BDSM.
Jak tresuje się księżniczki
Jak wygląda świat Śpiącej Królewny? Na dworze księcia rządzi Królowa matka. Wśród licznych dostojników i służby przebywa tu kilkadziesiąt młodych chłopców i dziewcząt, książąt i księżniczek z okolicznych królestw, w charakterze seksualnych lenników monarchii. Autorytarne rządy Królowej nie są dyktaturą, ale oczywistością świata przedstawionego i nikt się temu nie dziwi ani nie buntuje (rodzice Różyczki podobnie służyli przodkom księcia). Pomimo okrutnej tresury i wykorzystywania seksualnego bohaterka wie, że przemoc ma swoje granice (nie spotka jej śmierć czy trwałe naruszenie ciała), cel (nauka kontroli i uległości) i kres (zwykle po 5 latach niewolnicy są odsyłani do domu). Co więcej dyscyplina służy nie tylko przyjemności Królowej, księcia czy dostojników, ale ma również sprawiać przyjemność samej niewolnicy, w sposób behawioralny łącząc ból z rozkoszą.
Dzięki wyzbyciu się uczucia dumy czy wzniosłości, a także przekroczeniu granic ego, można bowiem doświadczyć stanów ekstatycznych. W tym sensie powieść Rice dotyka kluczowego dla literatury pornograficznej doświadczenia granicznego – granic jaźni i wyzwolenia ciała poprzez transgresję. I to różnicuje ją od erotyki w stylu Greya. Domeną świata E. L. James była bowiem przyjemność, zaś światem Reage czy Rice rządzi zasada rozkoszy (która nie jest doświadczeniem łatwym i oczywistym). O ile jednak w „Historii O.” – jak zarzucały krytyczki feministyczne – rezultatem jest podporządkowanie kobiecej natury męskiej kulturze, u Rice rozkosz jest celem samym w sobie. Przypomnijmy, jesteśmy już po rewolucji 68 r.
Zmian jest więcej. W świecie wykreowanym przez Anne Rice, płeć i pragnienie wydają się nie mieć już takiego znaczenia jako konstrukt biologiczny. Królewna oddaje się tak mężczyznom jak i kobietom. Tak samo postępują męscy niewolnicy, np. książę Aleksy. Nie czynią tego wyłącznie bo muszą, ale bo tego pragną. Oprawcy gustują w równej mierze w niewolnikach i niewolnicach. Pragnienie homoseksualne jest w pełni zasymilowane w tym świecie, a jego przedstawiciele są doskonale biseksualni.
Jak wyznała w jednym z wywiadów sama Rice: ”Well, I think the imagination is bisexual. Once you’re out of nature,’ to use Yeats’s phrase, you see all people as beautiful and you make a bond to people of your own sex as easily as to people of the opposite sex”. O ile biseksualizm jest naturalny, o tyle pragnienie i modele rozkoszy są konstruktami społecznymi. Żadna z ról nie jest przypisana na stałe. Niewolnik może być tak pasywny, jak i aktywny, jeśli jego pan wyrazi zgodę. Po ukończeniu treningu sam może wejść w pozycję Dominatora/Dominy. Wskażcie inne mainstreamowe porno, w którym z równą dezynwolturą mężczyźni są seksualnymi niewolnikami kobiet i mężczyzn.
Profesor Linda Badley w książce „Writing Horror and the Body”, poświęconej między innymi serii o Różyczce, napisała, że sado-masochistyczna fantazja pozwala Anne Rice na eksplorację „marginalnych przestrzeni doświadczenia, które nie może być wyrażone w konwencjonalnej literaturze, klasycznej pornografii albo poprawnym politycznie dyskursie”. Inna badaczka, Amalia Ziv, w „The Pervert’s Progress: An Analysis of Story of O and Beauty Trilogy” zwraca jednak uwagę, że u Rice – pomimo przełamania wielu ograniczeń klasycznego porno – zaproponowana zmiana dotycząca płynności ról seksualnych i kulturowego charakteru pragnienia odbywa się w planie estetycznym i dlatego nie pozwala widzowi na pełną identyfikację czy wyciągnięcie jakichś politycznych konsekwencji takiej wizji świata przedstawionego. Pomimo wielu przyjemnych aspektów, tekst na dłuższą metę staje się nudny a wbrew cały czas zwiększanej stawce – monotonny, czego nawet po ponad 50 latach nie można powiedzieć o tekście Reage.
Prawdziwa królowa bestsellerów nie śpi
Podobno tuż po ujawnieniu się prawdziwego autorstwa serii o Śpiącej Królewnie, pojawiły się plotki, jakoby Anne Rice prywatnie gustowała w praktykach BDSM. Jej mąż kwitował to zdaniem, że żona ma tyle wspólnego z Dominatrix, co z wampirem (bohaterem poprzedniej serii literackiej). Muszę przyznać, że Anne Rice – ze swoimi pensjonarskimi ubraniami i fascynacją starymi lalkami – tym bardziej fascynuje nieograniczoną niczym fantazją, która niezależnie od popularności, mód literackich czy poprawności politycznej zapuszcza się w dziedziny ludzkich pragnień i lęków. Jej powieści (również inne serie jak kultowa o wampirze Lestacie), może niezbyt wyrafinowane literacko czy pogłębione badawczo, są jednak intensywne. I pobudzają – a to najlepszy miernik jakości przedstawicieli omawianego gatunku.
- Na koniec rzecz, którą zawsze warto podkreślić: zarówno tetralogia Rice, jak i powieści E. L. James czy Anne Desclos, są jedynie fantazjami na temat BDSM i nie opisują realnych zachowań tej subkultury, bazującej na zasadach „Bezpiecznie, świadomie, konsensualnie”. Zwolennicy BDSM nawet jeśli wchodzą w pozycję uległości/niewoli, wyrażają dobrowolnie na to zgodę. Czego nie można powiedzieć w przypadku bohaterek omawianych książek.
Ocena: 7/10