Na paryskim sztrychu. Fragmenty rękopisu Rudolfa Niemca wybrał i wstępem poprzedził Marian Pankowski, „Ha!art”, Kraków 2004, nr 18.
Marian Pankowski, Rudolf, Warszawa 1984.
Marian Pankowski (1919-2011) pisał o seksie tak, jakby polska tradycja literacka nigdy nie miała problemów z ciałem. A tak naprawdę aż do wydania jego „Rudolfa” (Londyn 1980, Warszawa 1984) nie istniał w polszczyźnie żaden tekst otwarcie homoseksualny, jedynie różne formy sublimacji pożądania homoseksualnego (Iwaszkiewicz, Andrzejewski, Breza)[1]. Tymczasem „Rudolfa” Pankowski napisał tak, jakby tych wzorców opowiadalności istniało wiele. Skąd więc ten fenomen u pisarza, który nie identyfikował się jako homoseksualista, pisarza-profesora z Brukseli, dżentelmena w białych rękawiczkach o nienagannych manierach, mówiącego z przedniojęzykowym „ł”?
Literacko Pankowski prowokował od początku. Jako jeden z pierwszych pisał o seksie w rzeczywistości obozowej (homoseksualiści w „Matuga idzie” i „Teatrowanie nad świętym barszczem”, 1967), sfabularyzował wątek znany z „Nocnego portiera” na wiele lat przed Lilianą Cavani (związek esesmanki i byłego powstańca warszawskiego w „Moja SS Rothenführer Johanna”). W „Pralinkach” portretował brukselskie prostytutki. Pokazywał powszechność pedofilii wśród ludzi kultury („Putto”, 1994) i w polskiej historii narodowej (sprawa „gwałtu” Jagiełły na 12-letniek królowej Jadwidze w „Śmierci białej pończochy”, 1973), czym podkreślał uniwersalny a nie marginalny (patologiczny) wymiar tego fenomenu: „Właściwie ja oskarżam Pana Boga, że stworzył nas takimi, że możemy pożądać dzieci, wykorzystywać je, kupować, krzywdzić”[2]. Prowokacyjnie zacierał granicę między pieszczotą a wykorzystaniem, prowokując pytania, które sam literacko zgłębiał: „gdzie są granice prawdy seksualnej, skatologicznej, okrutnej? Co można opisać publicznie? Co można wyrazić? Z kim trzeba się liczyć”[3]?
Pankowski był byłym więźniem obozów, polskim emigrantem w Brukseli, potem wieloletnim profesorem Uniwersytetu Libre. Jednak to dialektyka nocy, problematyka transgresji, łamanie obyczajowych tabu i „wieczna w polszczyźnie rozróba” stały się jego pisarską domeną. Rudolf napatoczył się sam. Autor opowiada o tym zdarzeniu z typową dla siebie afektacją:
Zawitał do mnie gość z innego świata, o którym wiedziałem, że istnieje, ale był to świat zakazany, odległy na zawsze. I nagle zjawia się wysłannik: „Ja jestem z tego świata”. Promieniował szczęściem, mogąc wygadać radości seksualne lat minionych, i to było dla mnie odkryciem. Jego opowieści były darami stamtąd[4].
W rzeczywistości Pankowski zaprzyjaźnił się z pewnym Niemcem, który opowiedział mu o homoseksualnej młodości, a następnie sprezentował spisane wspomnienia. Cała literacka historia „Rudolfa” ma więc swój rzeczywisty pre-tekst – autentyczny dziennik niejakiego Niemca Rudolfa. Swoiste wspominki, nazwane później „Na paryskim sztrychu”, pisane „ZUPEŁNIE swobodnie, nie bacząc na może wskazane <<granice>> bo przecież to nie dla żadnej publiczności”[5], „w sposób taki sam żywy, jak je kiedyś przeżywałem”, które wyszły na światło dzienne dopiero po sukcesie „Rudolfa” w 2004 roku i śmierci ich autora. Co tu dużo mówić, tekst Rudolfa Niemca to czyste porno. Dlatego Pankowski, którego Niemiec wprowadził tylnymi schodami na paryski sztrych, postanowił przerobić tekst literacko i wprowadzić pierwszego geja literatury polskiej głównymi drzwiami na salony polszczyzny.
„Rudolf” opowiada o przyjaźni polskiego profesora (porte parole autora) z niemieckim byłym wojskowym. Podczas gdy ten pierwszy oprowadza tego drugiego po galeriach sztuki i serwuje flamandzkie przysmaki, ten drugi zaciąga pierwszego w świat gejowskich miejsc schadzek i podtyka pod nos … gówno. Gdy pierwszy stawia się po stronie kultury, wyższych wartości i obrazów Breughla, drugi – po stronie natury, rozpusty i łajdaczenia, bo tylko tu – jego zdaniem – tkwi prawdziwe życie.
Na paryskim sztrychu
Zaśmiał się głośno i pocałował mnie w usta namiętnie i żądliwie, wtykając mi swój język i obejmując mnie gorąco przyciskał się ciałem jebliwie do mego, ocierając się chujem i jajami o moje…
Świat paryskiego sztrychu – spisany przez podstarzałego geja u kresu życia – jest pornotopią. Wydarzenia dzieją się w Paryżu, ale równie dobrze mogłyby dziać się w każdym większym mieście. Zamieszkują go niemal wyłącznie homoseksualiści. Przykłady … Kolejne poznawane postaci to kolejne seksualne „numery”. Kochankowie wymieniają się pozycjami i rolami, ten który był aktywny, chwilę potem jest pasywny, ten który płacił, za chwilę staje się żigolakiem, a każdy mężczyzna może wejść w rolę kobiety. „Tylko że zamiast pizdy mają dupę ale jego to zupełnie jak taka kurewska pizda, tak ładnie ją pierdolić”. Jebiący stają się jebanymi, płacący za jebanie, chwilę potem na jebaniu zarabiają. „Co żeś wydał chujem, to znów nim zarobisz jeżeli masz dobrego”.
Bywalcy z paryskiego sztrychu są doskonałymi stworzeniami seksualnymi, łącząc psychologicznie i fizjologicznie najlepsze cechy gatunku ludzkiego. „Fajny to chłopak – kurwa i jebur naraz”! Wielość, multiplikacja, symultaniczna jedność wszystkich byłych, teraźniejszych i przyszłych orgazmów znoszą czasowość i historię. Pozwalają osiągnąć absolutną rozkosz w skalaniu.
Nie ma tu miejsca na „kobiece” kobiety czy innych reprezentantów bogatego spektrum seksualnych tożsamości. Są tylko chłopcy i ich miłośnicy. Model znany od starożytnej Grecji osiąga tu swoje hedonistyczne apogeum. Nie ma tu też miejsca na normy moralne i estetyczne. I tak gwałt na nieletnich nie jest pedofilią, ale powodem do dumy, wynikającym z osiągnięcia męskości i dojrzałości seksualnej. „Tam to chłopcy są dumni z tego, że się komuś tak podobają, że aż zostali zgwałceni i się tym chełpią nawzajem”. Kazirodztwo jest zastaną formą kultury, za pomocą której rodzice lub starsi bracia wprowadzają młodsze dzieci w świat prostytucji: „Obaj mają teraz lat 16 a ten pierwszy co pokazałeś jest synem tego na środku i jego ojciec go pierdoli” (NPS, s. 94). Utopia paryskiego sztrychu podobnie jak wszystkie pornotopie ukrywa jednak przemoc. Tak jak kolejne warstwy znaków nerwowo próbują zamaskować Realne, chcąc nie chcąc, wskazując na jego istnienie. Tę płaszczyznę wydobywa tekst „Rudolfa”.
Rudolf
Uciec od tych ciał bezczelnych. Nakryć to. Przybić tę grę wierzgającą innym krajobrazem Thomasowej wyspy.
Czy profesor Pankowski był zgorszony, czytając zapiski swojego kolegi? Nie sądzę. Czy chciał je sobie zawłaszczyć, zakrywając pierwotny tekst, lękając się wpływu? Nie, to nie to. Czy zląkł się bezczelności i niemoralności tego świata? Myślę, że wprost przeciwnie – chciał go ukazać:
Myślę, że moralność powinna spóźniać się o dwa, trzy kroki, żebyśmy się zdziwili, że coś takiego może się zdarzyć. Żeby móc to w ogóle zauważyć. Przy włączonej ocenie zapamiętuje się tylko część tego, co się widzi[6].
Ale uważał, że potrzebny do tego jest język literacki. Pankowski, świadek życia i spadkobierca tekstów Rudolfa Niemca, stworzył powieść na motywach tej historii. Przemienił „Słowo Absolutne” w „Dyskurs” – jak określił to Alessandro Amenta[7] – i wydobył przy tym ukryte warstwy „Na paryskim sztrychu”. Zasadnicza różnica tych tekstów polega na odniesieniu do innych reguł dyskursu pornograficznego. Podczas gdy tekst Rudolfa korzysta z typowych dla pornograficznej grafomanii reguł, jest obsceniczny i bezczelny, dosadny i przyjemny, onanistyczny; tekst Pankowskiego stanowi próbę wypracowania nowych struktur reprezentacji, by opisać doświadczenie (homo)seksualne i w tym sensie wpisuje się w to, co określam mianem dyskursu estetycznego pornografii.
Inny jest też cel tych książek. Rudolf narcystycznie szprycuje się słowem, robi selfie latom swojej młodości, kreci snapy z najżarliwszych miłosnych uniesień i wzdycha nad minionym czasem. Pankowski zaś pisze epos o ludzkim pragnieniu. Jego zainteresowanie ciałem i seksualnością zrywa z tradycją dystansu, przyjemności i uprzedmiotowienia, typowych dla dyskursu nowoczesnego pornografii. Jest transgresją ciała za pomocą języka, i transgresją języka za pomocą ciała. To „kumanie się z patologią egzystencji”[8], związane jest z transgresyjnym podejściem do normy i niezgodą pisarską na jej opresyjny charakter wobec istot marginesowych.
Pankowskiemu daleka jest zarówno strategia uprzedmiatawiania innego pod pozorem poznania jak i literacki skandal. Wybiera „wyobraźnię pornograficzną”. Dopiero taka perspektywa – wykraczająca poza modernistyczne opozycje oficjalne-nieoficjalne, dozwolone-zakazane – pozwala poszerzyć koncepcję podmiotu i tekstu, umożliwia „pragnienie innej narracji”[9], erekcję języka.
Pankowski
Nie jestem pornografem[10].
Zostawmy to późnym wnukom, którzy i tak wszystko poplączą i swoje widzimisie badanemu czasowi przylepią[11].
Pankowski bronił się przed zarzutami pornograficzności. Nie cenił wyraźnie tego gatunku. Niemniej jego twórczość to literatura europejska spod znaku Boccaccia, Aretino, Rabelais’go czy Michela de Ghelderode – konsekwentnemu dekonstruowaniu narodowych, kulturowych czy religijnych mitów i stereotypów towarzyszy zawsze pozytywny program „próby oparcia podmiotowości na doświadczeniu cielesnym”[12]. To ciało jest w centrum i to ciało ta literatura próbuje wypowiedzieć.
Ocena: 10/10
[1] G. Ritz, Nić w labiryncie pożądania. Gender i płeć w literaturze polskiej od romantyzmu do postmodernizmu, Warszawa 2002.
[2] Żegnaj, Maniuś, żegnaj! Rozmowa z Marianem Pankowskim, „Gazeta Wyborcza”, Warszawa 2011: http://wyborcza.pl/1,76842,9370635,Zegnaj__Manius__zegnaj_.html
[3] Nam wieczna w polszczyźnie rozróba!, Kraków 2011, s. 108.
[4] Żegnaj, Maniuś, żegnaj! Rozmowa z Marianem Pankowskim, „Gazeta Wyborcza”, Warszawa 2011: http://wyborcza.pl/1,76842,9370635,Zegnaj__Manius__zegnaj_.html
[5] Tamże, s. 82.
[6] Tamże.
[7] A. Amenta, Obrzęd ciał i sprawa polskości. Kilka uwag o „Rudolfie” Mariana Pankowskiego, „Ha!art”, Kraków 2004, nr 1(18), s. 97.
[8] Polak w dwuznacznych sytuacjach. Z Marianem Pankowskim rozmawia K. Ruta-Rutkowska, Warszawa 2000, s.118.
[9] P. Czapliński, Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009, s. 44.
[10] „Nie jestem pornografem. Rozmowa z Marianem Pankowskim”. Rozmawiała Danuta Lubina-Cipińska (1996), „Gazeta w Katowicach”, nr 53.
[11] M. Pankowski, Rudolf, Warszawa 1984, s. 24.
[12] K. Mojsak, „Przygody ciała” – podmiotowość i groteska w powieści „Matuga idzie” Mariana Pankowskiego, „Pamiętnik Literacki”, Warszawa 2008, z. 4, s. 125.
Bardzo mnie zawsze ciekawi i pozytywnie zdumiewa, ile tzw. znawcy potrafią wynieść z lektury danej książki czy też seansu jakiegoś filmu, o ile więcej smaczków, niuansów, kontekstów itp. itp od przeciętnego odbiorcy.
Pani się to moim zdaniem świetnie udaje.
Dzięki Panie Radosławie, to bardzo miłe.