Erika Lust, Jak nakręcić porno. Praktyczny poradnik filmowania seksu, wyd. Kinky Winky.
Erika Lust pisze o kręceniu porno tak, jakby informowała o podstawach stolarki dla kobiet. Bez aluzji, filuteryjnych mrugnięć oczkiem, kontrowersji czy wstydu. Prosto, profesjonalnie, tłumacząc punkt po punkcie kolejne etapy. Jakby porno nigdy nie było mrocznym obiektem pożądania, nie istniała wokół niego cała gęsta atmosfera, a w sytuacjach towarzyskich jak np. zjazd absolwentów zawód „reżysera porno” wymieniano równie swobodnie jak „menagera projektów w Danonie” czy „właścicielki przedszkola w Wyszkowie”. Może w tym tkwi tajemnica jej sukcesu, że nie robi z tego „big deal”?
I to jest największa wartość tej książki. Język oraz narracja, która nie traci czasu na przekonywanie, że filmy porno nie są takie złe, ale zaprzęga wszystkie retoryczne środki w dowartościowanie osoby potencjalnej reżyserki, która ma uwierzyć w siebie i swoje wizje, oraz właściwy wybór członków ekipy, od których profesjonalizmu zależeć będzie efekt. Bezpieczeństwo, konsensualność, profesjonalizm – to zasady, którymi rządzi się plan każdej sensownej produkcji filmowej. Niemniej skupienie się na tych elementach, a nie lubieżne przechwałki, jak wygląda pornograficzny casting, decyduje o wiarygodności Lust jako reżyserki i prawdopodobnie mają wpływ na efekt pracy.
Każdy, kto widział jakikolwiek film Lust, choćby z serii XConfessions, jest zdumiony jego orzeźwiającą naturalnością. Na czym jednak polega różnica owego „porno dla kobiet”, jak próbuje się szufladkować to nie pornhubowe porno. Nie chodzi bowiem o długość produkcji, o jakieś wyszukane detale, erotyczną pieszczotę w miejsce stosunku genitalnego, czy rozbudowane dialogi, pozwalające zżyć się z głównym bohaterem, zanim ten obnaży przed nami wszystkie swoje sekrety. Nie, Lust jest pełnokrwistą reżyserką porno. Nie porno dla kobiet, tylko porno. Odmienność jej produkcji bazuje na przełamaniu dominującego w branży konwencjonalnego systemu reprezentacji seksu. Okazuje się, że zmiana drobnych współrzędnych, jak nierównoczesny orgazm kochanków czy większe udźwiękowienie odgłosów rozkoszy mężczyzny niż kobiety, daje ogromne rezultaty. Że zapewnienie intymności na planie, skutkuje bardziej wiarygodnymi performensami. I że seks – również w wykonaniu profesjonalnych aktorów – okazuje się bardziej realistyczny, gdy zanurzony jest w kontekście wiarygodnej fantazji, która nie tylko nadaje konieczne ramy (porównaj hydraulik i cieknąca uszczelka), ale determinuje cały performens, jego kluczowe figury i pozycje. Lust swoimi produkcjami mówi nam coś, co od zawsze wiemy, ale z jakiegoś powodu zadowalaliśmy się marnymi ochłapami, jakby na pornograficznym rynku wciąż dostępny był tylko ocet.
Lust mówi, że ważna jest osnowa stosunku, a nie banalny wątek, że zaufanie i bezpieczeństwo wyzwala większe perwersje niż pomieszczą to równoposzufladkowane kategorie na porntube, że w seksie nie ma drogi na skróty – jak zaciemnienie, które skutkuje fatalnym obrazem końcowym – a liczy się technika, że więcej wydobędzie się z bogactwa ludzkich zachowań, traktując aktorów jak podmioty niż przedmioty swoich wizji. Wreszcie, że seks jest uzależniony od całego systemu produkcji, zarówno gdy mowa o wyprodukowaniu profesjonalnego filmu do dystrybucji jak i intymnego numerku w zaciszu własnej sypialni. Last but not least, że każdy przy odrobinie wysiłku i dobrej woli, jest w stanie zostać reżyserem/reżyserką porno. Choćby dla siebie i partnera/ki.
Trzeciorzędne pozostają uwagi techniczne. Ile osób potrzebujesz na planie, jakie światło, że przyda się jednak dźwiękowiec, i jak wygląda casting do filmu. To wszystko oczywiście jest ważne, ale wystarczy jakakolwiek inna pozycja filmoznawcza, by zdobyć tę wiedzę. A i tak kluczowa będzie sama praktyka. Lust chodzi o co innego. O co? Włączcie się lub włączcie.
ps. A omawiany poradnik dostępny jest w polskim tłumaczeniu za darmo dzięki wspaniałemu Kinky Winky.
Ocena: 8/10