„Sexus” Henry’ego Miller

ksiazki erotyka henry miller

 

Henry Miller, Sexus, Noir sur Blanc, Warszawa 2017.

Powiedzmy wprost – fabuła tej blisko 600-stronicowej powieści jest banalna. Trzydziestokilkuletni Henry Val Miller, szef kadr w nowojorskiej firmie i niedoszły pisarz, spotyka na dancingu fortdanserkę Marę/Monę, w której zakochuje się do szaleństwa. I jak każdy romans, również ten szybko prowadzi go do kryzysu małżeńskiego z obecną żoną Maude i staje się zarzewiem różnych scen z życia towarzyskiego i uczuciowego. Co może bardziej interesujące – staje się też czynnikiem spustowym wyobraźni pisarskiej, która od tego momentu z najdrobniejszych drobiazgów jest w stanie produkować olśniewające pasaże.

Każdy zakochany zna (a jak nie zna może przeczytać we „Fragmentach dyskursu miłosnego” Barthesa) wagę i wyjątkowość detalu podczas pierwszych schadzek. Przywiązuje znaczenie do każdego słowa czy elementu ubioru, pragnąc wyczytać ze znaków podsuwanych przez obiekt miłości, odpowiedź na najbardziej nurtujące go pytanie – czy moje uczucie jest odwzajemnione? U Millera uważność zakochanego zostaje naszprycowana niepohamowaną i bezwstydną kreatywnością języka. Coś jakby Proustowi zaoferować używki Borroughsa. W efekcie niezależnie czy przedmiotem obserwacji staje się noc z kochanką czy neutralny opis nowojorskiej knajpy, mamy do czynienia z upojnymi i niekończącymi się ekstazami literackimi. Żeby nie być gołosłowną:

Bawiąc się teraz sztywnymi włoskami jej futerka, pozwalając, by palec zabłądził od czasu do czasu na skraj cipki, moje myśli zapuściły się głęboko w przeszłość. Miałem niemal uczucie, że jestem jej przybranym ojcem, że zabawiam się z lubieżną córką w hipnotycznym zmroku przegrzanego pokoju. Wszystko było jednocześnie fałszywe, głębokie i realne. Gdybym miał zachować się zgodnie z jej życzeniami, odgrywać rolę czułego, wyrozumiałego kochanka, bez wątpienia spotkałaby mnie nagroda. Pożarłaby mnie w akcie namiętnego oddania. Wystarczyłoby zachowywać pozory, a rozchyliłaby te swoje uda z żarliwością wulkanu.

– Zobaczymy, czy tu boli – szepnąłem, cofając rękę i zgrabnie wsuwając ją pod przejrzystą koszulkę oraz w głąb piczki. Soki płynęły z niej; nogi rozsunęły się szerzej, reagując na najdelikatniejszy nacisk mojej ręki.

– Tu… czy tutaj boli? – spytałem, wdzierając się głębiej.

Oczy miała przymknięte. Odruchowo skinęła głową, co mogło równie dobrze oznaczać „tak” i „nie”. Wcisnąłem jeszcze dwa palce do środka cipy i po cichu ułożyłem się obok niej. Wsunąłem ramię pod jej głowę i przyciągnąłem ją delikatnie do siebie, a moje palce zwinnie ubijały masełko ze śmietany, która z niej wypływała (s. 249).

Mamy tu przypadkowy fragment jednego z wielu wielostronicowych opisów stosunku seksualnego w książce. A zarazem próbkę stylu Millera, na podstawie której można zaobserwować te cechy jego pisarstwa, które są obecne zawsze niezależnie od czytanej powieści i czynią jego twórczość tak ważną dla literackiego przedstawienia seksu. Co dokładnie mam na myśli?

Przede wszystkim fantazmaty, którymi karmi się seks. Czyli fantazje, wyobrażenia, role i kompleksy, które z neutralnych przedmiotów, gestów, słów czynią naelektryzowane zmysłowością obiekty. I które nas czynią tak wyjątkowymi jako istoty seksualne. Bo w przeciwieństwie do prostoty świata zwierząt, świat ludzkiego seksu to również przestrzeń języka, wyobraźni, psychologii, symptomów. Miller uwodzący kobietę poprzez nawiązanie do wiedzy o roli przybranego ojca w jej życiu, podejmujący świadomą grę z paternalistycznymi składowymi jej rozkoszy… to nie tylko pospolity uwodziciel, ale ideał kochanka, który zdaniem Lacana nie istnieje. Bo wedle guru francuskiej psychoanalizy dwoje ludzi, którzy zdecydowali się pójść razem do łóżka, nie kocha się ze sobą, ale ze swoimi wyobrażeniami, fantazmatami czy projekcjami. Zaś autor „Sexusa” daje nam nadzieję, że nasze fantazmaty mogą wylądować w łóżku razem z nami, a reakcja partnera jest tego najlepszym dowodem.

Po drugie – gra. Seks z lekarzem, kazirodcza relacja ojciec-córka, brak świadomej zgody, wykorzystanie – wszystko to, co w społeczeństwie jest zakazane lub silnie tabuizowane, w seksie staje się polem eksploatacji jak w psychodramie. Z jednej strony jest to bowiem kontrolowana i sztuczna gra, w której obie strony mają możliwość zaangażowania się w takim stopniu, jak tego same chcą. Z drugiej strony – niezależnie od formuły – są w tym doświadczeniu obecne całymi sobą teraz i tu i dokonują realnych transgresji.

Po trzecie – busola. Seksualna proza Millera nie rozpuszcza się w eufemizmach, nie ucieka od konkretu w metafory czy jakiś zewnętrzny symbol jak w słynnych filmowych scenach seksu (latarnia morska w „Casablance”, moknący na deszczu kierowca w „Indochinach”), ale wytrwale dąży do celu, ukazując genitalia, soki, ruchy, kształty, wnętrzności. Wszystko. Pornograficzny język – jakkolwiek rozbudowany by nie był – nigdy nie traci z oczu swojego azymutu, jakim jest rozkosz.

Po czwarte – język. U Millera znajdziemy prozę i poezję stosunku, ale przede wszystkim piczki i kutasy, „rżnięcie dla radości rżnięcia”, „erekcje zdolne tłuc talerze”, „jęczenie, szczytowanie, kulenie i rozkładanie”. Jak żaden inny pisarz, autor „Sexusa” odpowiednie daje rzeczy słowo.

Tak była napalona, że jej zęby zaciskały się niebezpiecznie wokół główki mojego kutasa. W tym stanie zapamiętania i łzawej namiętności, do jakiego się doprowadziła, obawiałem się, że wbije zęby głębiej i ugryzie mi czubek. Musiałem ją połaskotać, by rozluźniła szczęki. Potem to była już czysta, szybka robota – żadnych łez, żadnego zawracania głowy miłością, żadnych obiecaj mi to lub tamto. Rozłóż mnie na łóżku i pierdol – tego się dopraszała.

Wiele pisano o mizoginii Millera. W tle zachwytów nad kobiecością kryje się tu bowiem stary patriarchalizm i typowe dla niego toposy: tajemniczej natury kobiety, figur świętej i kurwy, wyidealizowanego i nieobecnego obiektu miłosnego, kobiety jako muzy, itd. itp. Nie twierdzę, że ze względu na witalizm i szczerość tej prozy, należy Millerowi to łatwo wybaczyć. Uważam jednak, że jego wkład w literackie przedstawienia seksu jest nie do podważenia. Możemy nie zgadzać się z rolą kobiety i domagać feministycznej odpowiedzi, ale poza 3-4 pisarzami (Sade, Bataille, Reage …) nikt nie zrobił dla pornografii literackiej tyle, co Miller. A jeżeli chodzi o uchwycenie fenomenu stosunku seksualnego jako pewnej narracji – pokazanie, że każdy wzwód zaczyna się, rozgrywa i kończy tak w ciele jak i w języku – to Miller niepodzielnie zajmuje pierwsze miejsce na literackim podium.

Ocena: 10/10

Dodaj komentarz

*

Za dużo tekstu?Więcej obrazków znajdziesz na Facebooku