Art – a Sex Book

 

John Waters, Bruce Hainley, Art – a Sex Book, Thames & Hudson, Nowy York 2003.

Album „Art – a Sex Book” jest autorskim projektem traktującym o związkach sztuki i seksu. A jeśli o związkach sztuki i seksu opowiada John Waters (kultowy reżyser „Różowych flamingów”), wiadomo, że nie będą to związki erotyczne. A w dodatku, gdy drugim autorem jest Bruce Hainley, niezależny krytyk z Los Angeles, związany z Artforum i frieze, możemy się domyśleć, że nie będzie mowy o sztuce, jaką chętnie kupuje się w formie magnesów na lodówkę i pocztówek. Książka jest hermetycznym, artystowskim, perwersyjnym wyborem „seksownej”, głównie amerykańskiej sztuki współczesnej, podzielonym na kilka „pokojów” i poprzedzonym kuratorskim wprowadzeniem. Brzmi niszowo?

„Art – a Sex Book” to pozycja zarazem bezgranicznie pornograficzna i antypornograficzna. Z jednej strony seksualizuje wszystko, co w sztuce okazuje się gestem bezkompromisowym, śmiałym, odzierającym z klisz stereotypowych odczytań, a przez to ożywczym, stymulującym, pobudzającym pragnienie, perwersyjnym – czyli sprawiającym rozkosz innymi niż prosta penetracja kanałami. Z drugiej strony właśnie dlatego nie ma nic wspólnego z tradycyjnie rozumianą pornografią, jej powtarzalnością, schematycznością i otępieniem, jaki znamy z milionów niemal identycznych filmów na pornhub.

Weźmy przykładową pracę, która znalazła się z książce. To fotografia Geraldine Page (aktorki znanej między innymi z „Wnętrz” Woody’ego Allena) zrobiona przez Gary’ego Lee Boasa w 1975 r. w wydawałoby się niezbyt atrakcyjnym i typowym dla niej ujęciu. Powiedziałabym, że kobieta, którą przedstawia jest dziwaczna, trochę przerażająca, jakby niespełna rozumu, a jednocześnie szaleńczo entuzjastyczna wobec nieznanego nam obiektu, czy osoby, na który spogląda. Nie widzę w niej nic seksownego, choć nie mogę nie zgodzić się, że energia z niej bijąca, jest w jakimś sensie seksualna. Tylko różne moje filtry czy przedsądy kierują mnie w kierunku oceny i cenzury. Że brzydka, że szalona, że dziwna, że nienormalna (nieracjonalna). Waters jest inny.

I love Boas’s shot of Geraldine Page! It brings to mind the groupies of stars. For groupies, sleeping with the star is point of the whole thing: star sex is how and why groupies started. If you really like the star, would you sleep with him or her in real life when they looked ugly? In the reality of the situation, seeing the star au naturel, un-retouched, a fright, anyone’s fantasy might be tested. Of course, I think Geraldine looks fabulous. Her look’s eccentric, but eccentricity is, to me, usually very sexy, because it’s, once again, a kind of confidence.

Jego wyobraźnia karmi się takimi dziwactwami, bo dostrzega w nich jakieś wewnętrzne źródło siły, energii i zmysłowości, które jest dla niego znacznie cenniejsze niż tysiące wyfotoshopowanych ciał. Dostrzega fenomen inny od klisz i to w nim zaczyna – jak w swoich filmach – eksplorować same źródło seksowności. Nie powielane kopie, ale samo źródło. Rezygnując z oceny, otwiera się na nowe ekscytujące doznania. Nie jest jak ten kochanek, który pytając o ukryte fantazje, spodziewa się dobrze znanej opowieści o hydrauliku, wiązaniu czy klapsie. Ale nadstawia ucho na wszelkie możliwe ludzkie fantazje, które nie mają często nic wspólnego z rozsądkiem, seksem czy pornografią.

Jeszcze bardziej abstrakcyjny związek sztuki i seksu wyłania się z pracy Maureen Gallace. Oto dom. Malowany po Sasnalowemu. Bez żadnych czytelnych śladów jego erotyczności czy perwersyjności. Ot dom jak dom. Jak jednak wyjaśnia Hainley jest to również przedstawienie domu Marilyn Monroe, a zarazem refleksja na temat źródeł seksualności jako takiej.

They’re abstract, and yet, at the same time, representations of actual landscape, views and memories of Monroe, Connecticut, and its environs, where Gallace grew up. Structures no one can get into or out of: where is the place where sexuality is formed, where anyone first thinks about sex, except a site, allegorical or not, with some relation, good or bad, to home, home as a concept if not a actuality?

W tym koncepcie nie chodzi o to, że to co niezrozumiałe, a przez to niedostępne staje się bardziej seksowne ze względu na ekskluzywność, ale o fenomen fascynacji czymś, co jest – jak określa Waters – „impenetrable”.

Taki zbiór fenomenów i konceptów znajdziemy w tej książce. Obok zdjęć pornograficznych Jeffa Burtona, ilustrujących docking (pieszczota między 2 mężczyznami polegająca na naciąganiu napletka jednego penisa na drugi), znajdują się powywracane krzesła na instalacjach Reinera Ruthenbecka, obok kultowych prac Warhola – praca „I Peed in My Pants” Tony’ego Tasseta (choć jak Waters sam o sobie mówi, nie jest zwolennikiem sportów wodnych). Wszystko to jest dla Watersa i Hainleya „seksowne”.

Dla mnie przestrzeń, po której oprowadzają autorzy, jest miejscem, w którym często – jak w kultowej reklamie – nie odróżniam wieszaka na ubrania od dzieła sztuki, w którym tracę orientację i zaczynam się gubić. Niemniej doceniam ją za nowe stymulujące kierunki, za odwagę i za język, który problematyzuje banalny kicz mainstreamowej pornografii, wprowadzając mnóstwo inspiracji pod znakiem kinky.

Niemniej kluczowe są wywiady z samymi artystami, zamieszczone w ostatnim rozdziale, m.in. z Garym Lee Boasem, Richardem Hawkinsem czy Mike’em Kelley, a dokładniej 9 seks-pytań, na które każdy z nich odpowiada. Czy dobra sztuka może być podniecająca seksualnie? Czy seksualne prace przyciągają większą uwagę krytyki? Czy kiedykolwiek byłeś ocenzurowany jako artysta? Czy kiedykolwiek używałeś sztuki jako pornografii? Itd. Szczególnie zjawiskowo wypadły odpowiedzi na pytanie: Jak muzea i instytucje sztuki powinny sobie radzić z explicytnymi przedstawieniami seksu w sztuce współczesnej?

Marlene McCarthy: They should hire hookers so the public can try out the things they see represented in art. They could have little rooms for rent in the education departament. The museum could pimp the hookers, thus earning extra income for the institution both from renting the hookers and renting the rooms.

Lily Van Der Stokker: They should show it and sell it and commercialize the court cases and the scandalization of it. And then write art history books about it.

Sturtevant: The pretense of a dilemma is a false facade of morality. It is art, show it like it is. If it is a mad desire to push sex into the viewer’s face, show it like it is. If seeing sex in a museum is jerk-off time, a black room is best. And: more importantly, current artists do not contain the power to transcend explicit sex.

Maureen Gallace: Art is about art, not what is depicted, really. So museums should deal with art as art.

Amen.

Ocena: 8/10.

Dodaj komentarz

*

Za dużo tekstu?Więcej obrazków znajdziesz na Facebooku