Klub Julietty

 

Sasha Grey, Klub Julietty, Wydawnictwo Albatros, Opole 2014.

Nigdy nie byłam aż taką fanką Sashy Grey, jak niektórzy moi koledzy, ale mam świadomość, że dla branży pornograficznej była game-changerem. W wieku zaledwie 18 lat zadebiutowała w głośnym „Fashionistas Safado” z Rocco Siffredi, a zaledwie rok później odebrała nagrodę AVN dla najlepszej aktorki jako najmłodsza performerka seksualna w historii. W stosunkowo krótkim czasie udało jej się wykreować w mainstreamie nowy typ wizerunku – progresywnej, inteligentnej, feministycznej performerki – trwale wyrobić sobie nazwisko, choć zaledwie dwa lata później pożegnała się z branżą porno i zajęła zupełnie inną działalnością. Była modelką, grała w teledyskach, wystąpiła w głównej roli u Stevena Soderbergha („Dziewczyna zawodowa, 2009), a nawet napisała kilka książek. W polskim tłumaczeniu ukazała się jej pierwsza powieść – „Klub Julietty”.

Jej główna bohaterka, Catherine nie ma wiele wspólnego z innymi „heroinami” powieści dla kobiet, do których przyzwyczaiły nas bestsellery. Tak jak Sasha Grey nigdy nie pasowała do roli głupiutkiej aktoreczki, tak i jej bohaterka również nie jest głupią gąską, która potyka się o własne nogi, nie wie, jak obsłużyć laptopa, a traumę przepracowuje zakupami (true stories!). Nie wyczekuje księcia z bajki ani wypełnienia egzystencjalnej pustki, nie leci na bogaczy, przystojniaków ani mafiosów, nie jest śpiącą królewną, która czeka na rozbudzenie z głębokiego dziewiczego snu, ba, nawet nie jest dziewicą! Prowadzi satysfakcjonujące życie seksualne ze swoim stałym partnerem Jackiem, studiuje filmoznawstwo, sporo czyta, myśli, a czasem oddaje się fantazjom, bo wie, że seksualność to nie pszczółki i motylki, ale … no właśnie, sama do końca nie jest pewna co. Choć filmy w rodzaju „Piękność dnia” czy „120 dni Sodomy” podsuwają jej pewne mroczne intuicje, boi się przekroczyć granicę.

Gdy w jej życiu pojawia się Anna, koleżanka ze studiów, która otwarcie opowiada o swoich kinkowych upodobaniach seksualnych, a zwłaszcza o tytułowym tajemniczym klubie dla najbardziej wpływowych ludzi na świecie, postanawia zaryzykować. Zaczyna odwiedzać nielegalne przybytki jak Fabryka Rżnięcia, podmiejskie wille czy podejrzanych typów, wrzucających nielegalne porno do sieci. Za każdym razem coraz śmielej przekracza granice i coraz bardziej przekonuje się, że: „Seks to nie jest alejka w supermarkecie, gdzie można przyjrzeć się różnym produktom i poznać cenę, zanim się dokona wyboru”. I o ile to wszystko broni się na poziomie pewnej wiarygodności intelektualnej, zniuansowania konwencji czy ukazania ceny transgresji, to na poziomie konstrukcji – fabuła szybko zaczyna trzeszczeć i rozłazić się w szwach. Za dużo wątków, za wiele sprzecznych intencji, zbyt dużo intertekstów i niepotrzebnych wtrętów. Bo choć Grey jest zbyt inteligentną osobą, by zdecydować się na utartą i tandetną konwencję, to niestety brak jej talentu literackiego, by stworzyć pornograficzne dzieło na miarę „Historii O.” czy „Justyny”. I wychodzi z tego zupełnie nieprzekonująca hybryda.

Fabuła niepotrzebnie się meandruje i gmatwa. Catherine zamiast podążać raz obraną ścieżką, wikła się w dyskursie obejrzanych filmów, przeczytanych książek, zasłyszanych historii. Nieustannie roztrząsa naturę pragnienia – tyle że zamiast budować napięcie i podsycać wyobraźnię czytelnika, zastępuje stare przerywniki pornograficznej akcji (stroje, piękne krajobrazy, luksusowe wnętrza itp.) nowym intelektualnym contentem – a w rezultacie wytraca siłę pierwotnego pobudzenia. Seksualne transgresje – zamiast stanowić punkty zwrotne książki – często oscylują na granicy fantazji i rzeczywistości, tracąc swój ciężar. Zaś główny wątek ekskluzywnego klubu dla możnych tego świata schodzi gdzieś na dalszy plan, by niepostrzeżenie wrócić w finale i trochę bez pomysłu domknąć wszystkie porozpoczynane wątki.

Ale nie bądźmy zbyt surowi. Ta książka ma również swoje atuty. Podoba mi się główny koncept nieco przeintelektualizowanej dziewczyny, której skrupuły nie nadążają za śmiałością fantazji. Podobają mi się niektóre fantazje erotyczne, które sprawiają, że zamiast ślizgać się po powierzchni zdarzeń czy analizować zdania, poddaję się immersji stworzonego świata. Innymi słowy: reaguję podnieceniem, bo w gruncie rzeczy o to w literaturze pornograficznej chodzi. Podoba mi się wreszcie, jak Grey – dzięki swoim bohaterkom – afirmuje kobiecą siłę i sprawstwo, niezależnie od degradującego kontekstu, w jakim się znajdują:

Odwracam się i widzę Annę – tę prawdziwą – kucającą nago na platformie przed ścianą, na której odbywa się projekcja. Jest gwiazdą ekranu i sceny. Nie zauważyłam jej od razu, bo otacza ją tłum mężczyzn, którzy próbują zbliżyć się do niej, jak łowcy autografów otaczający młodą aktoreczkę w dniu premiery jej pierwszego wielkiego filmu. Jednak zamiast wymachiwać kartkami papieru i długopisami, machają jej przed nosem kutasami. A ona chwyta je, dbając o to, by każdy z nich dostał to, po co przyszedł, i żeby żaden nie odszedł rozczarowany (…)

Wydaje się taka spokojna, odprężona i beztroska, skupiona wyłącznie na sobie, własnym ciele i możliwościach. W całym tym chaosie ona jedna sprawuje kontrolę. I czerpie z tego nieopisaną rozkosz. Już samo patrzenie na nią powoduje, że się podniecam.

Przypomina mi tym swoje najsłynniejsze filmowe numery, w których abstrahując od hardkorowości sceny, jej potencjalnie przemocowego charakteru, paradoksalnie wydawała się górą jako władczyni spojrzenia i reżyserka skierowanych w jej stronę penisów. Nawet jeśli cały kontekst sugerował coś przeciwnego to ona bezczelnie patrzyła w obiektyw kamery, a zbyt narzucającemu się facetowi – choćby była w grupie czterdziestu samców – potrafiła powiedzieć „fuck off”.

***

Reasumując, choć do dzieła literackiego jej daleko, choć książka nie rezonuje tak jak jej twórczość aktorska, dla mnie zawsze Sasha Grey będzie lepsza niż Christian Grey

Dodaj komentarz

*

Za dużo tekstu?Więcej obrazków znajdziesz na Facebooku