Czy feministki lubią „Fanny Hill” Johna Clelanda? Bywa różnie wśród różnych feministek (Nancy Miller nie propsuje, Gloria Stainem mogłaby dać lajka), bywa różnie u jednej pojedynczej feministki – Eriki Jong. Bo jak potraktować jej wstęp do jednego z pierwszych legalnych wydań „Fanny” z 1978 roku, gdzie pisała z zachwytem o „zdrowym i ożywczym podejściu do miłości fizycznej” i jej własne późniejsze o 2 lata dzieło „Fanny, czyli Historia Prawdziwa Przygód Fanny Chłostki-Jones”, w którym – jak sam tytuł wskazuje – rości sobie prawo do opowiedzenia jedynej słusznej wersji przygód słynnej Frances, ale również zniesławia wersję oryginalną i jej autora niewybrednymi słowy:
Z pewnością zapytasz, jakiego też fajfusa miał ten [John Cleland – przyp. ES], który wymyślił bardziej fantazyjne nazwy na ów pospolity organ niż Adam na zwierzęta? (…) W istocie był to nieboraczek ciastowo białej barwy, tak blady jak nie dogotowany pieróg, a potrzeba była najgorętszych mych pochlebstw i zapewnień, aby wyprężył się w mojej ręce, chociaż i wtedy lękałam się, iż znów w jednej chwili omdleje!
Fanny Hill versus Fanny Chłostka-Jones
„Fanny” to feministyczny pastisz klasycznej powieści Johna Clelenda z 1748 roku, który zachowuje podstawową strukturę fabularną i styl oryginału, ale uzupełnia i przepisuje go wedle norm właściwych postępowej oświeceniowej, a raczej współczesnej kobiecie. W obu wersjach narratorką jest wychowana na angielskiej wsi piękna nastoletnia dziewica o imieniu Fanny, którą trudna sytuacja życiowa zmusza do wyjazdu do Londynu i zostania kurtyzaną. Erotyczne przygody nie deprawują jednak naszej bohaterki, która – wykorzystując wrodzone cnoty – kończy w dostatku z miłością swojego życia. Tyle podobieństw. Jeśli chodzi o różnice, Fanny Clelanda była bierną bohaterką, którą los i mężczyźni popychali w różne kierunki, a główne talenta poza urodą i cnotą sprowadzały się do sprawności seksualnej. Tymczasem Fanny Jong jest oczytaną i wyszczekaną dziewczyną, która bierze sprawy w swoje ręce i w ramach rozwoju akcji uczy się wiele o otaczającym ją świecie, często krytycznie oceniając największe umysły epoki, w tym autora oryginału Johna Clelanda, który odwiedza naszą bohaterkę w burdelu, by potem przywłaszczyć sobie jej losy.
Pana Clelanda natomiast nie uważam ani za swojego przyjaciela, ani za przyjaciela płci nadobnej w ogóle, gdyż portret, jaki sporządza swojej głupawej dziwce, pozwala światu myśleć, że życie kurwy naprawdę jest usłane różami. O tryprze, suchotach, nędzy pijaństwa, śmierci w połogu (i innych dolegliwościach życia biednej kurwy) nie ma nic do powiedzenia.
Jong, pilna uczestniczka kursu literatury angielskiej XVIII wieku na uniwersytecie Barnard, zadbała o realia epoki, a przede wszystkim te elementy, które sentymentalizm Clelanda omija szerokim łukiem: stan kanalizacji, sposoby opróżniana nocników i kloak, choroby weneryczne, sposoby antykoncepcji, historię położnictwa, biedę i niesprawiedliwość społeczną. Przede wszystkim wzbogaciła samą postać głównej bohaterki. Zdecydowaną większość pamiętników oryginalnej Fanny Hill wypełniają zapiski burdelowe, tymczasem w przypadku Fanny Chłostki-Jones są one jedynie krótkim fragmentem biografii, w której znajdą się jeszcze podróże konno po Anglii, pobyt u wiedźm, przynależność do bandy złodziejów, zajście w ciążę, poród i połóg, zostanie piratką, a w finale kariera pisarska. Aż dziwne, że Jong – przy takim rozmachu fabularnym – nie skierowała Fanny do kolonii brytyjskich, by wznieść tam bunt, a następnie na bezludną karaibską wyspę, by odtworzyć tam cywilizację z wierną Piętaszką. Te intertekstualne gry bywają zabawne i mogłyby stanowić cudowny pretekst do bardziej satysfakcjonujących niż w oryginale seksualnych doznań. Niestety awanturnicze przygody Fanny Chłostki są dla autorki bardziej zajmujące niż to, co było w oryginale głównym źródłem przygód:
Po co przerywać opowieść kolejną płomienną sceną miłosną, jak gdybym była panem Clelandem? Niestety, nudzi mnie wyszczególnianie wszystkich rozlicznych i różnych kutasów, które przewinęły się między moimi nogami owego lata.
Ile z Fanny w „Fanny”?
Ale do rzeczy. W oryginale na 246 stron przypadało 50 egzaltowanych opisów numerów seksualnych, w wersji Jong na 527 stron (ponad 2 razy więcej) mamy około 15 różnego typu stosunków (ponad 3 razy mniej) od orgii do brutalnych gwałtów. Kwieciste metafory Clelanda zastąpiły wyrażone wprost penisy i kurwy. Zamiast „potwornej rusznicy” i „głowy tarana” u Jong częściej pojawia się „różowa wypustka” lub „biedna ptaszyna”. Wzrosła liczba określeń cipki, co Jong uczyniła sobie wręcz za zadanie, biorąc pod uwagę choćby taki fragment:
– To oznacza srom – wyjaśnił Lancelot – boską monosylabę, cenne pudendum, ochoczą cunnus (po łacinie, jak wtrąciłby nasz przyjaciel Horacjo), a po francusku, l’Autre Chose. Och, to alejka męska, altana, ambona, ambrozyjska, arcyszelma, Belle Chose, blondyna. Także brama z kości słoniowej, bruzda i bruzdeczka. Jest to ciotuchna, cipka, chatka pod pagórkiem, zwana też dawczynią, dolnym okiem, dosiębiorczynią, dziurą i dzbanuszkiem miodu. Mawiają o niej Edenu ogród, egalitarna, elizjum, et cetera, ale posłyszysz także: fabryczka, fontanna miłości, forteca. To bez wątpienia galaretnica, gamratka, gardłowa sprawa, gleba orna, takoż hajduczek, hamak oraz Herodiada, Lecz i w połowie jeszcze nie jesteśmy, oto: igielnik, ikrzyca, intymna, lecz równie dobrze jagodzianka, Jakubowa drabina, jałmużnica.
Seks jest bliższy rzeczywistości, gwałt bardziej boli, sadyzm kapitana Whiteheada, fetyszysty ekskrementów, jest czymś więcej niż tylko figurą retoryczną jak u Sade’a, mężczyźni bywają impotentami a każdy stosunek niesie ze sobą ryzyko ciąży czy choroby wenerycznej. Seks traci jednak na pasji. Nawet opisy seksu pomiędzy kochankami, którzy dobrowolnie wyrazili taką wolę, są potraktowane skrótowo i przypominają konwencją krytykowane wcześniej dzieło Clelanda. I choć narratorka otwarcie szydziła z metaforyki oryginału, przesadnej uwagi poświęconej opisom scen czy samym genitaliom, jej technika nie wprowadza znaczących udoskonaleń do języka miłości.
Jej palce igrały po całym moim ciele tak lekko, iż podniecało to mnie nieskończenie bardziej od mocnych uścisków, jakie oferuje większość mężczyzn. Jej delikatne białe ręce zdawały się płatkami, które wzlatywały i siadały, to tu, to tam, od palców nóg aż po wewnętrzną biel moich ud, a potem wtulały się we ściernisko włosów, tak żałośnie podobnych do jej własnej. Drażnieniem, łaskotaniem, ściskaniem, lizaniem przywiodła mnie do ostatecznej konkluzji miłosnej. Ani za szybko (jak prędki zalotnik), ani za powoli (jak zalotnik niezgrabny); wystarczająco wolno, by pragnienie rozkoszy rozgrzać do białości, wystarczająco szybko , aby je bez reszty zaspokoić!
To, co jednak najbardziej różni Fanny Chłostkę od Fanny Hill, to intencja opisów seksu. Nawet w tym relatywnie dobrym fragmencie powyżej, pobrzmiewa licytacja z oryginałem Clelanda, a dokładniej z tezą, że seks lesbijski nie jest tak satysfakcjonujący jak seks heteroseksualny. Seks u Jong jest bowiem seksem z tezą czy też seksem na temat, że seks międzyrasowy jest ok., że seks homoseksualny jest ok., że gwałt nie jest ok., itd. itp. Podczas gdy seks u Clelanda był czystą przyjemnością dla samej (przede wszystkim męskiej) przyjemności. Ciała i języka.
Być jak Fanny Hill
Krytycy Clelanda zarzucili mu, że uczynił z Fanny projekcję idealnej kochanki, doświadczonej i cnotliwej, wyjątkowej acz biernej, elokwentnej na tyle, by rozpływać się na nieskończenie wiele sposobów nad penisem swojego władcy, ale nie zanadto, by nie stawiać mu żadnych oczekiwań. Zrobił z niej męski fantazmat – przyszłą bohaterkę mainstreamowego porno. Kim lub czym jest Fanny Chłostka?
Z pewnością jest postacią bardziej złożoną, która ewoluuje w miarę rozwoju fabuły. W efekcie licznych doświadczeń życiowych nie staje się jednak heroiną, ale swoistym kuriozum. Naznaczona blizną po cesarskim cięciu, ogolona (z powodu wszawicy) i wychudzona z powodu tortur sadystycznego kapitana, w kilka miesięcy po porodzie jest pożądaną kochanką królowej piratów, króla złodziei i czarnoskórego Horacja, a dawny homoseksualista dokonuje dla niej konwersji na heteroseksualizm. Tymczasem największą subwersją Jong byłoby po prostu uczynienie Fanny brzydką.
Fanny Chłostka-Jones jest emancypacyjnym konstruktem, feministycznym zlepkiem tez o równości i sprawiedliwości społecznej, wcielonym w klasycznie piękne ciało, poddane nowoczesnym wymogom doskonałości. Ni pies, ni wydra. Feministyczny frankenstein.
***
Erica Jong w posłowiu rozwiązuje zagadkę swojego stosunku do „Fanny Hill”, stwierdzając, że to jedna z jej najulubieńszych książek i nie podziela niechęci swojej bohaterki do Johna Clelanda. Za to i za intertekstualne gry propsy! Reszta nuda.
Ocena: 4/10