Dennis Cooper, Frisk, 1991.
„Frisk” to kolejna po „Closer” powieść Coopera o związkach pragnienia i przemocy. I jak na następną historię przystało – w eksplorowaniu głównego tematu zapuszcza się o odrobinę dalej. Nawet nie odrobinę, ale tak daleko, że zaczęłam obawiać się, co przeczytam w pozostałych trzech powieściach pentalogii. Dlatego na wszelki wypadek będę ją sobie dawkowała w małych dawkach.
Głównym bohaterem jest Dennis, nieprzypadkowo noszący imię autora książki. Jako 13-latek, zafascynowany pornografią, trafia na materiały, których nie da się odzobaczyć. Przedstawiają one sesję s/m z udziałem … martwego chłopaka, którego odbyt – po prawdopodobnie brutalnej penetracji – przypomina krater. Te zdjęcia zapisują się w psychice Dennisa tak trwale, że później podczas zbliżeń z mężczyznami nie jest w stanie uwolnić się od fantazji o mordzie. Nawet gdy jako 18-latek spotyka chłopaka ze zdjęcia, który zdrów i cały przyznaje, że pozował do stylizowanych na autentyczne scen, Dennis nie jest już w stanie zmienić swoich pragnień. Jako 33-latek wysyła list do swojego dawnego chłopaka i wyznaje mu szczegóły zbrodni, jakich się dopuścił.
W pierwszej części główny bohater budził w kochankach pragnienie dominacji, przekroczenia granic czystości (skatologiczne zabawy), ocierające się o przemoc; w drugiej – przemoc jest punktem wyjścia, a prawdziwa treść marzeń erotycznych oscyluje wokół żądzy mordu i penetracji martwego ciała. Co gorsza sama granica między fantazją a rzeczywistością – choć jeszcze nie przekreślona – ledwo się trzyma.
Filozofia w darkroomie
Wielu z nas czytało podobne w duchu dzieła De Sade’a, ale postacie ubrane w kostiumy z epoki, przemawiające zgodnie z dworską etykietą zapewniały wtedy zbawienny dystans, a nawet ułatwiały filozoficzną zadumę nad moralnością, normą, Absolutem. To, co czyni „Frisk” i inne utwory Coopera tak uderzającymi to współczesny język i kontekst. Bohaterami są zwykli amerykańscy nastolatkowie. Miejscami akcji – pokoje w domu rodzinnym, kluby, hotele czy przypadkowe mieszkania. Rozmowy dotyczą rzeczy błahych, jak oglądane filmy czy noszone tiszerty. To nasza rzeczywistość.
Dennis i jego kochankowie spotykają się, by się pieprzyć, gadać o pieprzeniu, albo palić blanty i fantazjować. Sceny pozbawione są zbędnych detali, a osoby – indywidualnych osobowych charakterystyk, bo to nie one stanowią źródło pragnienia. Tu chodzi o ciało. W dodatku ciało pozbawione ubrań, zapachu perfum, kosmetyków, upiększaczy, naleciałości świata zewnętrznego. Liczy się to, co naturalne. Kolor włosów i skóry, sylwetka i sposób poruszania się, rysy twarzy, szczęka, wyglad sutków, owłosienie łonowe, genitalia, a zwłaszcza odbyt, zapachy… to wszystko na jeden moment tworzy obiekt pragnienia. Obiekt chwilowej miłości. Absolut. I choć właśnie to ciało kochanka jest dostępne, otwarte wszystkimi otworami, często oszołomione prochami, półprzytomne, podatne nawet na brutalną penetrację… dla Dennisa stanowi jedynie powłokę, zaledwie powierzchnię. I właśnie na tej granicy, między zewnętrzem a wnętrzem ciała, między osobowym konkretnym kochankiem, a bezosobowym mięsem, między siłą swojego egoistycznego pożądania a uszanowaniem innego, rozgrywa się właściwa powieść.
– Czy nie uważasz, że naprawdę szkoda, iż u ludzi nie widzimy nigdy nic innego, tylko ich twarze? Czy nie sądzisz, że twarz jest chyba najmniej udaną częścią ciała większości ludzi? Czy ciało nie może mieć własnego życia, może nawet autentyczniejszego niż osobowość? – pytała Lady Chatterley swojego niepełnosprawnego małżonka, bo sama fantazjowała już o atletycznym gajowym. W latach 30-tych XX wieku, światowa literatura coraz śmielej zaczęła zwracać się ku ciału.
– But I’ve had enough sex in my life with enough guys to recognize how little skin can explain about anyone. So I start getting into this rage about how stingy skin is. I mean, skin’s biggest reward, which is sperm, I guess, is only great because it’s a message from somewhere inside a great body. I’ve got this longstanding urge to really open up someone – odpowiada 60 lat później bohater Coopera.
Zbrodnie miłości
„Frisk” i inne powieści Coopera to utwory, które przeczytane wprost można odebrać w najlepszym wypadku jako„twórczość” zblazowanego, niemającego żadnych świętości, libertyna, w najgorszym – jako wykwit chorego zwyrodniałego umysłu, który autentycznie lubuje się w ekstremalnych zbrodniach. Powiedzmy wprost – długie analizy odorów ludzkiego ciała, szczegółowe opisy rimmingu, wreszcie dokładne charakterystyki morderstw dokonywanych na chłopcach, opowiedziane nie klinicznie, ale w uniesieniu miłosnym – to nie jest lektura łatwa/możliwa do udźwignięcia dla kogokolwiek. Po co więc ją tworzyć? Po co czytać?
Po pierwsze, dlatego że działa w przeciwieństwie do innych gatunków, scen, historii, w których przemoc jest na tyle opatrzona, że nie robi już żadnego wrażenia (krew, flaki, wyszukane tortury są powszechną rozrywką, którą oglądamy w kinopleksach). Która tak bardzo się opatrzyła, że zapewnia nam rozrywkę do niedzielnego kotleta. W zasadzie od dziecka stykamy się z takimi obrazami: slashery, filmy wojenne, strzelanki na playstation, dokumenty o seryjnych mordercach, oswoiły nas z widokiem rozrywanych ciał. Jednak pornografia łącząca pragnienie z przemocą, spermę z krwią, wciąż pozostaje tabu. I może nami wstrząsnąć, przypominając o faktycznym wymiarze tego, co widzimy. Choć w gruncie rzeczy jest tym samym, co przemoc w „Koszmarze z ulicy Wiązów”.
Po drugie, gdy nasze wzburzenie emocjonalne wykorzystamy poważniej niż jako gest świętego oburzenia, ale np. postawimy sobie pytanie „dlaczego?”, całkiem sporo może się w nas urodzić. We mnie uruchomiło to całą masę pytań. Dlaczego tak bardzo poruszyło mnie coś, co jest przecież całkowicie sztuczne, wykreowane po to, by jakiś amerykański pisarz zarobił trochę dolarów? Dlaczego pewne obrazy uderzają mnie mocniej niż inne (nawet jeśli są nieprawdziwe)? Czemu we mnie zostają? Co sprawia, że łączą się z naszymi późniejszymi działaniami, jak u Dennisa, którego pragnieniem zawładnęły? Co ma wpływ na naturę naszego pragnienia i dlaczego „czepia się” ono zjawisk skrajnych? No bo przecież niewielu jest fanów seksu, dajmy na to, w kwiatach, za to grupa miłośników snuff movies niewątpliwie istnieje w ludzkiej populacji.
Po trzecie, jedno z najpopularniejszych pytań łóżkowych brzmi: „Jaka jest twoja fantazja erotyczna?” Problem w tym, że popkultura przyzwyczaiła nas do kilku klisz („klaps”, „kajdanki”, „fartuszek pielęgniarski”), które nie mają wiele wspólnego z bogactwem dziwacznych tworów naszych pragnień. Co ciekawsze, prawdziwych odpowiedzi pewnie wielu partnerów wolałoby jednak nie poznawać.
Najistotniejsze jest jednak to, prawdziwa materia fantazji nie zawsze (może nawet rzadko) domaga się spełnienia w rzeczywistości. I szczęśliwie, o tym również jest ta książka.