Dennis Cooper, Closer, 1989.
Dennis Cooper nie jest w Polsce specjalnie znany. Choć napisał dziesiątki powieści, poezji, kuratorował kilkanaście wystaw, zainspirował wielu pisarzy młodszej generacji, to u nas prawie nikt o nim nie słyszał. William S. Burroughs powiedział kiedyś o nim „Jest – niech Bóg mu dopomoże – urodzonym pisarzem”. Inni określali go mianem „najniebezpieczniejszego pisarza Ameryki”, nic dziwnego skoro głównym tematem jego dzieł są ekstrema bycia i strategie dewiacji, a szczegółowo homoseksualność, narkotyki, toksyczne związki. Może za 30 lat doczekamy się polskiego tłumaczenia, jak 60 lat przyszło nam czekać na „Historię oka” Bataille’a. Tymczasem można sięgnąć po oryginały, a zwłaszcza kultową serię o George’u Milesie, ukochanym przyjacielu Coopera.
Cooper poznał George’a w dziewiątej klasie. Chłopak zmagał się z głębokimi zaburzeniami psychicznymi, więc Cooper postanowił się nim zaopiekować. Romans wywiązał się wiele lat później, gdy Cooper miał 30 lat. Późniejsze samobójstwo Milesa doprowadziło do powstania pierwszej książki, w której pisarz próbuje oddać swoją fascynację przyjacielem, ale również seksem i przemocą, które wiązały się z jego osobą. Chodzi o „Closer” z 1989 roku. Później powstały kolejne 4 części serii.
Bardzo dobry zły autor
Na pierwszy rzut oka „Closer” – niczym dwie dekady później brytyjski „Skins” – opowiada o grupce nastolatków w serii krótkich spersonalizowanych rozdziałów, prezentujących kolejne wydarzenia. I tak jak w serialu początkowo wszystkie wątki wydają się raczej błahe, skupione wokół młodzieńczych romansów, fascynacji i oporów, złagodzonych wonią często wypalanego skręta. W zasadzie nie ma tu żadnego głównego wątku. W miarę rozwoju akcji, wszystko zaczyna skupiać się na George’u i niepokojąco wynaturzać, sięgając granic, na które większość z nas nie jest przygotowana.
Zanim to się jednak stanie John, pretendujący artysta, spotyka się z Georgem, choć „nie może się zdecydować, czy chce go rysować, pieprzyć, bić czy zakochać się w nim”. Postanawia więc zakończyć romans i oddać się sztuce. Ich kolega ze szkoły, David, znany przede wszystkim jako dzieciak, któremu wydaje się, że jest znaną gwiazdą rocka, okazuje się ofiarą przemocy seksualnej ze strony ojca. David fantazjuje o George’u, podobnie z resztą jak Cliff, w którym kocha się Alex, kolekcjoner pornograficznych świerszczyków. Jest jeszcze Francuz – Philippe i jego dziwny przyjaciel Tom, czterdziestoletni mężczyźni, członkowie klubu dla miłośników dewiacji, którzy również zafascynują się Georgem…
Jeśli zaprasza się do zabawy jelito grube …
George Miles jest chłopcem o wyjątkowej urodzie i ujmującej osobowości. I choć jego pokój zaludniają postaci z bajek, a jego wyobraźnia karmi się szczęśliwymi chwilami spędzonymi w Disneylandzie, to jego ciało staje się przestrzenią gry dla różnych mężczyzn, zafascynowanych związkiem bólu i rozkoszy. Gdy wpada w ręce Phillipa, zostaje poddany serii pieszczot-tortur, w których mężczyzna wyjątkową atencją obdarzy jego odchody. Koprofilia – w przeciwieństwie do dzieł Sade’a – ma tu zupełnie inny wymiar. Większość z nas zapewne najchętniej odwróciłaby oczy i zanegowałaby jakikolwiek związek seksu z odchodami. Niemniej – jak piszą autorki „Radości z kobiecości” – „Jeśli zaprasza się do seksualnej zabawy jelito grube, trzeba liczyć się się ze wszystkimi tego konsekwencjami”. U Coopera przemoc seksualna, traumy, chore fascynacje są nieodzownymi składowymi relacji seksualnych jak kontakt z kupą podczas seksu analnego. Taka dosadność może razić, bulwersować lub brzydzić, ale autor nie zamyka na nią oczu, nie przystraja listkami figowymi metafor. Ona po prostu tam jest.
I z jakiegoś powodu George pragnie tych toksycznych relacji, to w nich dostrzega możliwość ucieczki od siebie, od rodzinnych traum. A narrator nie idealizuje tych transgresji, nie ucieka w abstrakcję i nie cofa się w ukazywaniu natury skopofilicznych zamiłowań oprawców George’a, ich moralnej indyferencji. Balansujemy więc jako czytelnicy na granicy dwóch rejestrów – wyjątkowej niewinności, piękna i naiwności George’a, i świata, który to piękno chce uprzedmiotowić, posiąść i zbrukać. Z jednej strony pragniemy go przed tym „czymś” ocalić, z drugiej strony niezwykle nas kusi, by zajrzeć za zasłonę, czym owo „coś” jest. Niczym Cliff, jeden z miłośników George’a, zamiast przestrzec chłopca przed Phillipem, chcemy zobaczyć, co Francuz z nim robi.
Fuck me hard
Chęć poddania miłosnego obiektu ekstremalnej rozkoszy/bólowi aż do ostatecznej granicy nie jest jedynie składową wyobraźni psychopatów, ale motywem skrywającym się w każdym pragnieniu „przeruchania na wylot” czy innej mniej wulgarnie wyrażonej namiętności. Nawet gdy nie skrywa ona faktycznej żądzy mordu, jest w tym pragnieniu marzenie o przekroczeniu granicy, sięgnięcia szczytu, rozpadnięciu się i zatracie, która choćby na chwilę zniesie świat, tożsamość, siebie i drugą osobę. Cooper jest zafascynowany tym związkiem fascynacji i chęci zniszczenia, adoracji i przemocy, idealizacji i uprzedmiotowienia… I nie zatrzymuje się w jej eksploracji.
Ocena: 8/10