Małgorzata Czyńska, Berezowska. Nagość dla wszystkich, Czarne, Wołowiec 2018.
Wszyscy Maję znają i kochają, dzięki ilustracjom do Kochanowskiego, Potockiego, Morsztyna albo „Sztuki kochania” Wisłockiej. Któż z nas nie poczuwa się do tych wątłych tradycji wyzwolenia i liberalizmu obyczajowego, jaki reprezentowała najlepsza polska ilustratorka erotyczna? Kto nie uśmiechnie się na widok jej frywolnych rysunków roznegliżowanych kochanków, wszak to wdzięczna erotyka a nie wulgarna pornografia? I czy znajdzie się osoba, która nie czuje sympatii do tej okrągłej jak pączek, otaczającej się wianuszkiem młodych mężczyzn, starszej pani, wszak właśnie taki wizerunek utrwalił się w wyobraźni powszechnej po zdjęciach w prasie kobiecej?
Łyżką dziegciu w tej beczce miodu powinna być więc staranna biografia Berezowskiej, nie tylko malarki gołych dupek puttek, ale kobiety, która była ofiarą przemocy ze strony męża, spędziła 3 lata w obozie Ravensbrück, była obiektem eksperymentów medycznych, później borykała się z dużymi problemami zdrowotnymi, mierzyła z cenzurą niezależnie od panującego ustroju i władzy… A przede wszystkim była bezwstydna.
Na bezwstydną
Pisałam już kiedyś, że jej podejście do seksu było prawie niespotykane we współczesnej kulturze polskiej. Bez wstydu (nie brakuje krętych włosków łonowych i sterczących penisów), ale i wulgarności, bez tragizmu, ale i bez ekstazy. Berezowska nie była żarliwą mistyczką, ani wojującą ateistką. Wydawała się sensualistką, bezkrytycznie wierzącą w piękno.
Bez miłości nie byłoby życia. Dla mnie nie ma nic wspanialszego niż ciało ludzkie i póki żyję, będę je rysować. Jak najpiękniej! – mówiła sama Berezowska w latach 70-tych. I to widoczne jest na jej akwarelach i rysunkach piórkiem.
Właśnie bezwstyd, jego źródła i fenomen najbardziej mnie w Mai interesuje. Jak w tym purytańskim kraju, gdzie pomimo deklaracji raczej zawsze Polskę, a nie wiosnę się widzi, można było pozostać tak uroczo niewinnym? Czy świadomość cenzury, wciąż wybuchające skandale obyczajowe i zarzuty pornografii, z jakimi się mierzyła, albo choćby proces, który przegrała we Francji, nie odcisnęły się na uwewnętrznionej cenzurze? Kim była Maja Berezowska? Czy nowo wydana książka pani Małgorzaty Czyńskiej „Berezowska. Nagość dla wszystkich” zdziera trochę pazłotka z wizerunku, odsłania jakieś głębsze struktury, tworzy pełniejszy obraz?
I tak i nie.
Na polską szkołę reportażu
Choć to niewątpliwie dobra, potrzebna i sprawnie napisana książka, do pełni szczęścia zabrakło dwóch niestety kluczowych rzeczy: czasu i śmiałości. Po pierwsze czasu na domyślenie swojej bohaterki, zmierzenie się z nią, dookreślenie i literackie stworzenie tego obrazu. Nie chodzi o fakty i opinie, ale pełen obraz, który wyłoni się z obcowania z mową, tekstem, obrazami i wrażeniami, i będzie czymś ważniejszym niż same źródła czy drobiazgowa biografia.
Po drugie zabrakło mi większej śmiałości w opowiedzeniu o własnym spotkaniu z autorką „Piórkiem przez stulecia” i swoim jej rozumieniu. Bo wydaje mi się, że choć pani Czyńska bardzo zręcznie z wątłych dostępnych źródeł uszyła pierwsze etapy życia, choć świetnie oddała wojenne i powojenne losy Mai, zniuansowała trudny do określenia związek z przyjaciółką z Ravensbruck i późniejszą spadkobierczynią, Jadwigą Kopijowską, choć wydobyła postać Walusia czy dotknęła zagadnienia oryginałów prac i ich dalszych losów, to ja wciąż nie wiem, kim była Maja Berezowska. Innymi słowy, pani Czyńska stworzyła poprawną, rzemieślniczo sprawną i bardzo potrzebną biografię autorki. Niemniej nie odważyła się udzielić odpowiedzi, co sama o niej myśli. Tu, czytelnik może zrobić to sam lub poczekać aż ktoś inny przefiltruje znalezione ciężką pracą źródła i bardziej bezwstydnie zaproponuje swoje zdanie, podstawę do polemik czy dalszych dyskusji.
Na „seks-realistkę”
Jako że blog traktuje o pornografii, dam stosowny przykład. Pierwszy rozdział książki – pewnego rodzaju portret Berezowskiej i zachęta do dalszej lektury – wzmiankuje o „orgiach u Mai, a nawet o tym, że zdarzyło się jej tańczyć nago na stole do jakiegoś przeboju”, niemniej w dalszej części niczego z tego nie doświadczymy. Przeczytamy raczej o pysznych ciastach serwowanych w mieszkaniu na Wołoskiej, czy o wianuszku młodych mężczyzn towarzyszących wszędzie malarce, oczywiście w charakterze miłości platonicznej. Jeśli autorka dotarła do takich wspomnień, to czemu o nich nie pisze, a jedynie plotkuje? Nie wypada?
Za cały realny seks robią w książce 3 wzmianki: piękna anegdota z nocy poślubnej, sugestia zmysłowej relacji z przyjaciółką z obozu (podważona przez świadków) i z młodym homoseksualnym uczniem (prawdopodobnie nie skonsumowana). Jeśli więc autorka dotarła do żyjących jeszcze znajomych, a prawdopodobnie i do młodych chłopców, bywających u Mai, czy nie chciała zweryfikować, czy jej niewątpliwy i bezwstydny seksualizm znajdował jakieś ucieleśnienie poza obrazami? Czemu w biografiach różnych mężczyzn, nie brakuje pikantnych szczegółów z ich rozlicznych romansów, a Berezowska – królowa polskiej erotyki – pozostaje damą? Nie chodzi mi bynajmniej o zdradzanie tajemnic alkowy, ale skonstruowanie pełnokrwistej bohaterki, która żyje, czuje, uprawia seks, a nie jedynie funkcjonuje jako legenda, dama, która lubi gorszyć, choć jest raczej cnotką?
Na cnotkę
Ta sugestia pojawia się w książce podwójnie. W cytowanej przez autorkę piosence Agnieszki Osieckiej:
O gdybym była panią Mają,
złocistą bym znalazła sieć,
łowiła chłopców bym w ruczaju,
By z tego życia ciut-ciut mieć.
Po raz drugi w opisie relacji z Walusiem. Czyżby Berezowska po pierwszym małżeństwie z mężem, który ją bil, uciekła w sublimację? Nie wiemy, a autorka nie chce spekulować. Tak samo mało dowiadujemy się o przemocy rodzinnej. Czy brak faktów sprawia, że można ten temat sprowadzić do jednego akapitu, a więcej miejsca – skoro źródła podsyłają wiele informacji na temat kariery i żartów Kazimierza Grusa – poświęcić wyjątkowości męża Mai?
Chcę przez to powiedzieć, że wybór pewnej strategii pisarskiej, bazującej na źródłach, stroniącej od autorskiego komentarza, który te źródła by problematyzował, prowadzi do określonego rezultatu. I że wyzwolenie się z pewnej formuły kojarzonej z Polską Szkołą Reportażu na rzecz autorskiego głosu, i autorce, i książce i Mai na dobre by wyszedł.
Ocena: 7/10